Chcieliśmy stworzyć klimatyczną wakacyjną kawiarenkę dla kilku osób, a powstał pub z tłumami, których nie nadążaliśmy obsługiwać.
Pomysł namiotowej kawiarni zrodził się w lipcu 2008, gdzieś pomiędzy Wrocławiem, a Poznaniem. Wracaliśmy z Agatą z SAF-u do naszego ukochanego domu na Kaszubach. Nasze głowy były rozgrzane fantastyczną imprezą, w której właśnie braliśmy udział, poobiednim słońcem i nowymi marzeniami, które nas pochłonęły do reszty. Pod koniec podróży wiedzieliśmy już jak kawiarnia ma wyglądać, jaki ma mieć charakter i jak ma funkcjonować. Wizją podzieliliśmy się ze znajomym małżeństwem, które natychmiast podchwyciło nasz pomysł, na szczęście dla nas, bo bez ich talentów menadżerskich nie dalibyśmy rady. Całą zimę żyliśmy myślą o naszej letniej kawiarni, której nadaliśmy nazwę „Czarna Porzeczka”.
Nadszedł ten dzień. Weszliśmy do dużego pustego namiotu, w który trzeba było tchnąć życie. Z całego terenu poznosiliśmy różne dziwne przedmioty próbując wykorzystać je dla naszych potrzeb. Z aranżacją wnętrza było sporo pracy, ale ładnie zrobiło się dopiero, kiedy przyszły dziewczyny ze swoimi materiałami i ozdobami, które uczyniły miejsce przytulnym. Wkrótce zaczęły pachnieć herbaty i rozbłysły latarenki. Na ziemi leżał dywan, a na nim duże poduchy. Skrzynki na jabłkach pełniły rolę krzeseł i stolików. Były również normalne stoły z normalnymi krzesłami dla poważnych klientów. Kawiarnia była równocześnie galerią prac Agaty, która przed laty w przerwach pomiędzy karmieniem maluchów robiła makatki czyli bardzo pracochłonne obrazy wyszywane z kawałków materiałów. Nazbierało się ich przez lata około 20 sztuk.
W „Czarnej Porzeczce” serwowaliśmy egzotyczne herbaty, koktajle, soki, ciasta, ciasteczka, orzeszki, gorącą czekoladę, a wieczorem puszczaliśmy koncerty jazowe, które gromadziły stałe grono słuchaczy. Hitem pierwszego wieczoru okazała się herbata Kaktus-Gruszka, która skończyła się już po dwóch pierwszych godzinach naszej działalności. Przez kolejnych 10 dni zużyliśmy4 kg suchych herbat i 4 000 kubków.
Planowaliśmy otwierać kawiarnię o 17, jednak potrzeba wymusiła otwieranie jej już w południe. Za ladą miały stać 1-2 osoby, ale szybko okazało się, że było potrzeba ich 4-5. Ludzie spontanicznie przychodzili pomagać nam nie oczekując nic w zamian. Nie nadążaliśmy rozładowywać kolejki. Klienci mówili: „Potrzebujecie dwa razy większy namiot i dwa razy więcej miejsc siedzących”.
Życie pokazało, że pomysł kawiarni namiotowej był strzałem „w dziesiątkę, a nawet w jedenastkę”, jak to skomentował jeden z odwiedzających.
Ludzie przychodzili tutaj załatwiać swoje sprawy, małżeństwa przychodziły na randki, młodzież pogłębiała przyjaźnie, dzieci bawiły się i grały, a pozostali czytali czy nawet spali na poduchach na podłodze. Ten widok bardzo nas cieszył. Tego właśnie pragnęliśmy przez miesiące oczekiwań. W tle zawsze rozbrzmiewała klimatyczna muzyka. W gorące dni otwieraliśmy tylnią ściankę skąd roztaczał się malowniczy widok na jezioro.
Nazwa herbaciarni szybko się przyjęła i już wkrótce można było słyszeć w różnych miejscach: „Czy Porzeczka jest już otwarta?”, „Spotkajmy się w Porzeczce”, „Idę do Porzeczki”, „Porzeczka górą!”
Przebywanie w „Czarnej Porzeczce” było doświadczeniem kulturalnym i duchowym. W powietrzu unosił się szacunek, tolerancja, wdzięczność za siebie nawzajem oraz potrzeba tworzenia. Kawiarnia stała się platformą łączącą ludzi w różnych wielu, rozmaitych upodobań i poglądów. Wszyscy czuli się tam dobrze.
Pozostały nam wspomnienia, zdjęcia oraz księga pamiątkowa, do której wpisywali się goście. Oto niektóre wpisy:
„Niezły pomysł. Liczymy na nowe smaki herbaty (bardziej odjechane!!!) Mogłoby być więcej miejsc leżących dla gości!” Piotrek
„Pomysł genialny. Najbardziej podoba mi się wykorzystanie różnych przedmiotów w roli krzeseł i stolików. Orientalna atmosfera. Zawsze uśmiechnięta obsługa.” Monika
„Pyszne ciasta (zwłaszcza sernik) i orzeźwiające koktajle (pychotka). Oryginalna atmosfera daje wyjątkowe poczucie spokoju i harmonii. Sprzyja temu świetna muzyka.” Bartek
„Młodzi i młodzi starsi mają gdzie przyjść, coś pysznego wypić i coś smacznego przekąsić, w oczy popatrzeć i wymienić poglądy. P.S. … i nie giną parasolki.” Beata
„Piękny widok na jezioro i zapach. Pozostaje pytanie czy ziemia w „Czarnej Porzeczce” jest taka jak wszędzie i czy wszędzie ziemia jest taka jak tutaj. Dzięki, że postawiono ten zapachowy namiot z pysznymi ciachami. Tylko niewiadomo czy paluszki są za darmo .”
„Wspaniałe urokliwe miejsce na randkę z mężem i spotkania z innymi ludźmi. Warzywnego soku i pysznej herbaty nie zapomnimy.” Kasia i Bogdan
„Czarna Porzeczka zbliża ludzi.”
„Piękny pomysł smakowitej wyspy na tak interesującej przestrzeni.” Ula
„Fajny klimat, fajni ludzie tylko ta nazwa …. dlaczego nie poziomka?” Magda
„Czarna Porzeczka” żyje w naszych sercach i czeka na kolejne rozstawienie. Jeszcze nie wiemy gdzie i kiedy to nastąpi. Mamy nadzieję, że wkrótce znowu przy stolikach naszej kawiarni zasiądą miłośnicy subtelności, aby spojrzeć sobie w oczy i dowiedzieć się jak mają na imię.
Maciej Strzyżewski
Jak to czytam to myślę,że jestem niedaleko od Was. Nie wszystko rozumiem w Waszym ujęciu wiary, wiele spraw wydaje mi się egzotycznych, ale takie „Czarne porzeczki” ukazują mi bardzo ciepłych i życzliwych ludzi z Waszego Kościoła-moich duchowych braci i siostry. Amen:)
Byłoby wspaniale gdyby Porzeczka znów otworzyła działalność! 🙂
Będę się o to modlić!
Tak, Porzeczka była cudna… Aż się rozmarzyłam czytając te wspomnienia 🙂 Też noszę głęboko w sercu ten czas tworzenia, niesienia innym ciepła i smaku, modlitwy i obecności Boga. Wiele ludzi spotkało się z Bogiem w Porzeczce. Marzę o tym, żeby dalej tworzyć takie miejsca!
Życzę powodzenia. Pomysł wspaniały. Nie wiem jednak czy dam radę przyjechać, ale kto wie…?
Pamiętam te czasy, kiedy każdy cieszył się z nadejścia wieczoru i już nie rozpaczał, że zamknęli sklepy 😉
Bardzo wielka szkoda, że w kolejnych latach została zlikwidowana… 😦 żadna inna kawiarnia nigdy już nie stworzy tego klimatu i atmosfery, bo jej nie tworzą ciastka i herbata, ale Bóg i ludzie!
Pozdrawiam i liczę na wznowienie działalności :))
Jest pewna szansa, że w tym roku z Zatoniu znowu będzie można rozłożyć się wieczorami na poduchach i wypić sok z czarnej porzeczki w „Porzeczce”. Trwają rozmowy. Niewątpliwie głosy wszystkich miłośników smacznej herbaty skierowane do organizatorów campu mogłyby w tej kwestii wiele pomóc.
Dzięki za ten film. Nawet nie wiedziałem, że ktoś tamte chwile uwiecznił. Miło.
http://www.youtube.com/watch?v=JK08ZZcu1MM Gwarno i przytulnie 🙂 Jak ktoś w komencie napisał był to pierwszy klub nocny w historii campów 😛