Apostołowie przez trzy lata chodzili z Jezusem, ale z lekcji swojego nauczyciela niewiele rozumieli. Gdy Jezus odszedł Duch Święty przypomniał im Jego słowa w takim stopniu, że w kwestii służby stali się tak samo efektywni jak ich nauczyciel. Powinniśmy być kontynuatorami ich misji.
W książce „Życie Jezusa” znajdujemy wiele znaczący fragment: „Chrystus wyczuwa nieszczęście każdego cierpiącego, a kiedy złe duchy niszczą kształt człowieczeństwa, Chrystus odczuwa na sobie związane z tym przekleństwo. Gdy gorączka spala ludzkie życie, przeżywa On wraz z człowiekiem jego konanie. Dziś tak samo gotów jest uzdrowić chorego, jak podczas Swego pobytu na ziemi. Słudzy Chrystusa są Jego przedstawicielami i przekaźnikami Jego mocy dla ludzi. Właśnie za ich pośrednictwem Chrystus pragnie okazywać Swą uzdrawiającą moc.” ŻJ, str. 654
Wiele tekstów biblijnych mówi o tym, że naśladowcy Jezusa będą uzdrawiać chorych. Co więcej wynika z nich, że nie angażowanie się chrześcijan w uzdrawianie chorych jest nieposłuszeństwem Bogu. Fragment „Na chorych ręce kłaść będą, i ci odzyskają zdrowie.” (Mr 16,18) jest zapowiedzią skutecznej służby uczniów Jezusa Chrystusa.
Nasuwa się jednak proste pytanie: W jaki sposób uzdrawia się chorych? Czy wystarczy położyć ręce, aby osoba została uzdrowiona? Ręce czasami są nakładane, a pomimo stan chorych się nie zmienia. Czy wystarczy poprosić Boga, aby ich uzdrowił? Wiele modlitw jest wypowiadanych, a oni wciąż pozostają w swoich łóżkach. Z drugiej strony wielu chorych w ciągu kilku sekund zostaje uzdrowionych i to z najbardziej skomplikowanych chorób z odzyskaniem wzroku włącznie po wypowiedzeniu słów przez wierzących, którzy przyszli, aby im pomóc. Różnicę czyni ich stopień gotowości do służby oraz stopień ich pragnienia, otwartości i oczekiwania na oglądania dzieł Pana.
Poruszony tekstami i fragmentami, lecz z nielicznymi wzorcami do naśladowania zacząłem próbować służyć chorym. Wkrótce odkryłem, że w większości przypadków warunki do modlitwy były nie sprzyjające. W związku z tym zobowiązałem się przed Bogiem modlić się za chorymi po kolei tam, gdzie się oni znajdują bez względu na okoliczności.
Pewnej soboty czułem się źle emocjonalnie. Najchętniej nie pokazywałbym się ludziom na oczy. Zastanawiałem się czy w ogóle iść do kościoła. Poszedłem jednak. W pewnym momencie do budynku wszedł Gienek, starszy brat, którego bardzo lubiłem. Poszedłem przywitać się z nim. Uśmiechnął się. Zapytałem o jego samopoczucie. Gienek wylał przede mną listę zmartwień dotyczących swojego zdrowia, stosunków w rodzinie i w pracy. Był przygnieciony. Przypomniałem sobie moje zobowiązanie przed Bogiem i zaproponowałem mu po nabożeństwie modlitwę. Zgodził się chociaż widziałem, że nie bardzo tego chciał. Ja również nie chciałem się modlić, gdyż ciężko było wołać mi do Boga nawet za sobą samym, ale odczuwałem ciężar odpowiedzialności i zobowiązania przed Bogiem.
Nabożeństwo skończyło się. Rozejrzałem się. Gienka już nie było. Ulżyło mi. Z drugiej jednak strony pojawiły się wyrzuty sumienia. Przecież obiecałem mu. Wyszedłem na zewnątrz. Gienek był już w swoim Trabancie gotowy do odjazdu. Podbiegłem do niego i zatrzymałem. Wszedł znowu do budynku. Wziąłem jeszcze jedną osobę i położyliśmy ręce na jego ramiona. Nie wiedziałem o co się modlić, nie wiedziałem jakie słowa wypowiadać. Czułem się jak niewłaściwa osoba w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Czułem się strasznie. Mój umysł był całkowicie pusty. Modliłem się jedynie, aby Bóg działał, ale nie ze względu na moją osobę, lecz na swoją chwałę. Modlitwa skończyła się. Gienek odjechał, a ja załamany sobą poszedłem do domu.
Tydzień później. Gienek pełen entuzjazmu podszedł do mnie mówiąc, że tuż po modlitwie ustąpił silny ból nerek, który miał od kilku dni. Rodzina zaczęła być bardziej wyrozumiała dla jego wiary, a w pracy dostał nagrodę. Słuchałem osłupiały w zachwycie i zbudowaniu. Po raz kolejny zobaczyłem jak wielkie jest serce Boga dla grzesznika. Przypomniałem sobie również, że Bóg z nieba potrafi posłużyć się nawet osłem, aby objawić swoją chwałę.
Maciej Strzyżewski