W większości przypadków kościół nie korzysta z Bożych darów nauczając, że będziemy mieli do nich dostęp dopiero na nowej ziemi. Wiara, że stanie się to dopiero w odległej przyszłości ograbia nas z duchowej tożsamości nadanej przez Boga i prowadzi do zachowawczego życia w prawdzie, która znana jest jedynie teoretycznie, lecz nigdy nie praktykowana.
Zrozumienie kwestii duchowego dziedzictwa łączy się z odkryciem głębszego sensu zbawienia. Wielu wierzących nigdy nie wzrasta ponieważ nigdy nie słyszą że w chrześcijaństwie chodzi o coś znacznie więcej niż jedynie o fakt, że są grzesznikami zbawionymi z łaski. Nie chodzi jedynie o „porzucenie swojej przeszłości”, ale przede wszystkim o „budowanie na”. Ci, którzy wzrastają zrozumieli, że zamierzeniem Boga nie było tylko przebaczenie naszych grzechów przez krew Jezusa, chociaż tak się stało. Faktem jeszcze istotniejszym jest to, że przez krzyż Chrystusa zostaliśmy włączeni do Bożej rodziny dzięki czemu możemy żyć w bliskim związku z Ojcem w niebie. Apostoł Jan mówi: „Wszystkim tym jednak, którzy przyjęli (Słowo), dało moc, aby się stali dziećmi Bożymi, tym, którzy wierzą w imię Jego.” (J 1,12) Z oświadczenia tego wynika, że w wyniku związku z Bogiem stajemy się nie tylko Jego synami i córkami, ale także Jego dziedzicami. W Liście do Rzymian jest to wyraźnie przedstawione:
„Albowiem wszyscy ci, których prowadzi Duch Boży, są synami Bożymi. Nie otrzymaliście przecież ducha niewoli, by się znowu pogrążyć w bojaźni, ale otrzymaliście ducha przybrania za synów, w którym możemy wołać: Abba, Ojcze! Sam Duch wspiera swym świadectwem naszego ducha, że jesteśmy dziećmi Bożymi. Jeżeli zaś jesteśmy dziećmi, to i dziedzicami: dziedzicami Boga, a współdziedzicami Chrystusa, skoro wspólnie z Nim cierpimy po to, by też wspólnie mieć udział w chwale.” Rz 8,14-17
Fakt, że jesteśmy dziedzicami samego Boga stanowi niezwykłą nowinę. Nie wolno nam jednak spocząć na laurach i czerpać z tych wersetów jedynie zadowolenia. Słowa te są przede wszystkim zapowiedzią naszego potencjału w Bogu, z którego powinniśmy korzystać przez całe życie. Jan mówi, że mamy prawo stać się dziećmi Boga. (J1,12) Kiedy Bóg zaprasza nas do życia ze sobą to faktycznie zaprasza nas do procesu duchowego wzrostu, który jest mierzalny, gdyż w Jezusie Chrystusie mamy wzór jacy dokładnie powinniśmy być jako dzieci Boga. Czytamy o tym w Liście do Rzymian: „Albowiem tych, których od wieków poznał, tych też przeznaczył na to, by się stali na wzór obrazu Jego Syna, aby On był pierworodnym między wielu braćmi.” Rz 8,29
Mamy prawo, by stać się takimi jak Chrystus, nasz starszy brat. Jesteśmy przeznaczeni do tego, aby być w pełni odnowionymi na obraz i podobieństwo Boga, przez którego zostaliśmy stworzeni.
Wraz ze zbawieniem powierzono nam misję, która w naturalny sposób powinna być wypełniana pod wpływem odnowionej tożsamości płynącej ze związku z Bogiem. W Liście do Efezjan czytamy: „Jesteśmy bowiem Jego dziełem, stworzeni w Chrystusie Jezusie dla dobrych czynów, które Bóg z góry przygotował, abyśmy je pełnili.” Ef 2,10
Uczynki nie mogą nas zbawić, ale bez owoców dobrych uczynków w naszym życiu nie ma dowodów na to że jesteśmy nowymi stworzeniami w Chrystusie. Tak jak Boży charakter objawia się w Jego dziełach, dowodem na to że jesteśmy przekształceni na Jego obraz i podobieństwo jest Jego charakter, który objawia się w tym co my robimy.
Na czym polegają dobre czyny? Łatwo jest sprowadzić nauczanie Jezusa do poziomu tego co po ludzku jest możliwe. Umiemy karmić biednych, rozdawać ubrania, odwiedzać ludzi potrzebujących (takie gesty są niezbędne w chrześcijańskim życiu), ale takie czyny nie są wyrazem w pełni efektywnej służby. Jezus używał terminu „dobre uczynki” zazwyczaj w odniesieniu do znaków i cudów, których dokonywał. Przygotował je także dla nas jako narzędzie pracy misyjnej. Jezus nie zajmował się konstruowaniem aparatów słuchowych, ani nie opracowywał szkoleń dla psów, opiekunów ludzi niewidomych. On zwyczajnie uzdrawiał głuchych i niewidomych. Te potężne wnioski dotyczące dobrych czynów płyną ze szczegółowego studium Ewangelii Jana. Historie tam opisane pokazują, że Jezus był Pomazańcem, Zbawicielem, ale także świadczą o Jego szczególnym związku z Ojcem tak jak opisał to Jan:
„Rzekł do Niego Filip: Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy. Odpowiedział mu Jezus: Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: Pokaż nam Ojca? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie? Słów tych, które wam mówię, nie wypowiadam od siebie. Ojciec, który trwa we Mnie, On sam dokonuje tych dzieł. Wierzcie Mi, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie. Jeżeli zaś nie – wierzcie przynajmniej ze względu na same dzieła. Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: Kto we Mnie wierzy, będzie także dokonywał tych dzieł, których Ja dokonuję, owszem, i większe od tych uczyni, bo Ja idę do Ojca.” J 14,8-12
Ci którzy uwierzą będą dokonywać znaków i cudów, a nawet większe rzeczy czynić będą. Oświadczenie Jezusa oznacza, że ci którzy uwierzą będą posiadać ten sam rodzaj związku z Ojcem i będą posiadali takie samo namaszczenie Ducha jakie On posiadał. To właśnie oznacza służyć tak jak Jezus. Dzięki Jego śmierci i zmartwychwstaniu również i my mamy dostęp do tego wszystkiego co było dostępne dla Niego, aby móc dokonywać dobrych czynów. Jezus prorokował, gdy powiedział swoim uczniom: “Jak Ojciec mnie posłał tak i Ja was posyłam.” J 20,21.
Bill Johnson
Bill Johnson jest pastorem prężnego kościoła „Bethel” w Kalifornii. Uznawany jest za jednego z najlepszych nauczycieli Biblii na świecie. W języku polskim dostępne są jego trzy książki: „Kiedy niebo nawiedza ziemię”, „Królewski styl”, „Więcej nieba”.
Podzielam poglad1
z nie nalezę do żadnego już kościoła,a boga tworze w sobie i tylko dla siebie-to uważam,ze głoszone tu poglądy na tle religii katolickiej ,zbroczonej krwią,zakłamaniem i mamoną zasługują ze wszech miar na szacunek i godne podziwu są ci którzy tak postępują,pozdrawiam
Bez właściwego zrozumienia tego, że nie jesteśmy już grzesznikami, ale jesteśmy dziećmi Boga posadzonymi razem z Chrystusem w niebie po prawicy Boga, nie jesteśmy w stanie wypełnić Bożej woli. Bożą wolą jest abyśmy byli jak Jezus – żyli w pełnej harmonii z Ojcem, w głębokim poczuciu tego, kim jesteśmy. To jest wolą Boga, a nie dobre uczynki. Oczywiście z poczucia właściwej tożsamości wypływać będą czyny, jakie charekteryzowały Jezusa: ponadnaturalne czyny miłości, które przekształcały świat wokół Niego zaprowadzając nową rzeczywistość – Królestwo Boże. Synostwo Boże jest przywróceniem właściwej relacji między człowiekiem i Bogiem i to właśnie ono jest w centrum Bożej uwagi i wszystkich Jego wysiłków. Kiedy wreszcie zrozumiemy, że Bóg to nie nauczyciel w szkole podstawowej, któremu zależy jedynie na naszym dobrym zachowaniu: Bądź grzeczny a będziesz dostawał dobre stopnie i nauczyciel będzie cię lubił. Bogu zależy na Oblubienicy, a nie jedynie na dobrym uczniu. Bóg pragnie swojej Oblubienicy, która go kocha do szaleństwa, głęboko szanuje i naśladuje, gdyż jej Narzeczony urzekł ją swoją miłością, szlachetnością i potęgą. Z takiego „romansu” rodzą się niesamowite czyny, których nigdy nie dokonamy będąc jedynie grzesznikami, sługami, czy nawet przyjaciółmi Boga.
Tak mnie smuci, kiedy słyszę gdy chrześcijanie chcąc być pokornymi mówią: ja jestem jedynie grzesznikiem i takim pozostanę, bo niemożliwe jest by nie grzeszyć. Ale jestem grzesznikiem przez którego działa potężny Bóg.
Brzmi bardzo pięknie, pokornie, „chrześcijańsko” ale to zupełnie niebiblijny sposób myślenia. Powiedziałabym nawet, że to fałszywa pokora i totalne niezrozumienie, jak myśli o nas Bóg. Owszem jesteśmy naczyniami glinianymi, ale to nie znaczy że Bóg używa naczyń zanieczyszczonych grzechem. Wręcz przeciwnie, jedynie oczyszczone naczynie, choć nadal gliniane, jest w stanie pomieścić i przekazać wodę życia dla innych. Jezus przyszedł aby pokazać, że nie musimy grzeszyć i że łączność z Ojcem uzdalnia nas do prawdziwej czystości i służby innym. Wierzymy, że Jezus był bezgrzeszny, że dał nam przykład, że mamy Go naśladować, ale gdy chodzi o chodzenie bez grzechu w pełni Ducha Świętego, to mamy poważne wątpliwości czy to możliwe. Nasze doświadczenie szepce: to niemożliwe, a my wierzymy bardziej doświadczeniu i temu co widzimy dookoła zamiast Słowu Boga: bądźcie świętymi, jak i Ja jestem święty. Oprócz wyjścia z Egiptu (niewoli grzechu) Bóg pragnie wprowadzić nas w Ziemię Obiecaną (dziedzictwo Boga – Królestwo Boże). Wielu z nas jednak nie wchodzi do tej Ziemi, bo myślą że muszą jeszcze połazić po pustyni, czymś się tam wykazać, pomęczyć, ponosić krzyż na którym dawno powinni już być ukrzyżowani a wtedy może zasłużą na przekroczenie Jordanu. Tymczasem Jezus pokazał, że przejście Jordanu jest na wyciągnięcie ręki i nie trzeba na nie czekać do śmierci, czy Jego powtórnego przyjścia, nie można na nie też zapracować bo Królestwo Boże zaczyna się po narodzeniu z Ducha Świętego – tu i teraz, a gdzie i kiedy się w pełni wypełni to już inna sprawa.
Tak. „Ewangelię” nie popartą znakami, cudami i uzdrowieniami, można włożyć między baśnie. Jak można „kupić” coś co jest nie autoryzowane? Temu co głosił Jezus i Jego uczniowie, towarzyszyły ponadnaturalne zjawiska, którymi Duch Święty pieczętował Swoje dzieło w ludzkich sercach. Dziś ten fenomen również występuje, ale tylko wśród uczniów Chrystusa.
Bardzo mnie zbudował ten tekst, a szczególnie zrozumienie dobrych uczynków: „Jezus używał terminu „dobre uczynki” zazwyczaj w odniesieniu do znaków i cudów, których dokonywał. Przygotował je także dla nas jako narzędzie pracy misyjnej.” Kiedyś uważałam za objaw pokory to, że nie oczekuję od Boga, że będzie czynił nadnaturalne rzeczy wokół mnie i przeze mnie. Nie chciałam, aby od tego zależała moja wiara. Teraz nadal nie opieram wiary na znakach i cudach, ale wiem, że Bóg uwielbia je czynić i przepatruje Ziemię w poszukiwaniu ludzi głodnych Jego samego i czynienia Jego dzieł, tak jak Mu się podoba. A podoba Mu się dokładnie tak, jak czynił Jezus 🙂