W jednym z naszych domów dziecka w Indiach przeżywaliśmy niedawno trudne chwile. Ośmioro naszych wychowanek dostało się pod władzę demonów. Było to najstraszniejsze doświadczenie przez jakie kiedykolwiek przechodziłem. Nigdy wcześniej nie widziałem czegoś takiego.
Zła przeszłość
Przedstawię tło tego wydarzenia, abyście mogli zrozumieć cudowność Bożego działania. W lipcu zeszłego roku, gdy przyjmowaliśmy do seminarium nową grupę studentów trafił do nas pewien młody człowiek. Nikt nam nie powiedział, że był on kiedyś zaangażowany w czary i wywoływanie duchów. Wkrótce zaczął wykazywać oznaki zdemonizowania. Sprawiał tyle problemów że rada szkoły postanowiła odesłać go do domu.
Kilka tygodni później pracownicy seminarium wraz ze studentami zakończyli przebudowę starego budynku kościelnego, który nie był używany od ponad 25 lat. Znajdował się on 8 kmod prowadzonego przez nas domu dziecka i szkoły. Poprosiliśmy diecezję, abyśmy mogli go wykorzystywać na wykłady dla naszych studentów. Wkrótce odbyło się tam nabożeństwo dziękczynne.
Jedna z naszych seminarzystek pochodziła z hinduistycznej rodziny i kiedyś była zaangażowana w kult szatana. Również i ona zaczęła wykazywać oznaki zdemonizowania. Zachowywała się jak dzika. Demon przemówił przez nią następującymi słowami: „Nie zostawię jej. Jestem zły, że otworzyliście ten kościół, który zamknąłem ponad 25 lat temu.” Po modlitwie i poście trwającym przez kilka dni demony opuściły ją i stała się miłą i poświęconą Bogu osobą. Jednak kiedy się nawróciła i ochrzciła rodzice wyrzucili ją z domu i zerwali z nią kontakt.
W październiku pewna szesnastolatka, jedna z naszych wychowanek, również znalazła się także pod wpływem demona. Latem ubiegłego roku wyjechała na wakacje do swojej rodziny. Została wtedy została zgwałcona i od tej pory nosiła w sobie poczucie winy. Po kilku godzinach modlitw została uwolniona.
Władza strachu
W styczniu 2008 roku pojechałem odwiedzić jeden z naszych domów dziecka. Poszedłem do urzędu z prośbą o powstrzymanie ludzi, którzy przeprowadzali swoje owce i kozy przez naszą ziemię i wypasali je w naszych ogrodach, itp. W wyniku tej interwencji mieszkańcy wsi wystąpili przeciwko nam i przez tydzień toczyła się wojna. Zagrozili, że zabiją mnie i naszych pracowników. Bóg nam jednak pobłogosławił i władze wydały zgodę, abyśmy na skraju naszej ziemi wybudowali dla nich drogę oraz mur, który oddzieliłby nas od nich. Pościliśmy i ciężko pracowaliśmy podczas, gdy oni walczyli z nami. W ciągu tygodnia zbudowaliśmy drogę, mur.
Pasterze byli bardzo zadowoleni z owocu naszej pracy. Podziękowali nam i stali się mili. Zadzwonili nawet do urzędu i przygotowali specjalny program jako wyraz uznania.
Nasze dzieci słyszały, gdy mieszkańcy wsi grozili mi śmiercią. Bardzo się bały, że wyrządzą mi krzywdę. Piątek 1 lutego 2008 był wyjątkowo ciężkim dniem. Było prawie jak na wojnie. Tej nocy jedna z naszych dziewcząt, Minoshi, płakała i pytała dlaczego Pan pozwolił im nam grozić. (Gdy miał miała 11 lat została porwana i sprzedana. Przez dwa lata była zmuszana do pracy jako prostytutka.) Dziekan szkoły zadzwonił do mnie prosząc abym przyszedł i porozmawiał z nią. Patrzyła jak zahipnotyzowana. Pokazał się jej demon. Zesztywniała i wskazując palcem, krzyczała: „Nie, to nie prawda. Bóg jest Miłością. Biblia mówi, że Bóg jest miłością”. Nieco później zawołała: „Nie, to nie prawda. Bóg przebaczył mi moje grzechy. Przebaczył mi. Biblia mówi, że On mi przebaczył.” Potem znowu zesztywniała i zawołała: „Nie, to nie prawda. Jestem chrześcijanką, jestem chrześcijanką. Oddałam moje serce Jezusowi.” I w krótkim czasie rozluźniła się w naszych ramionach i płacząc powiedziała: „Wiem, że Bóg mnie kocha.” Jej silna wiara w Jezusa i Biblię uwolniła ją od władzy szatana.
Gwałt na duszy
Następnego dnia inna dziewczynka, niespełna trzynastoletnia, również została owładnięta przez demona. Gdy pojechała w grudniu do swojego domu na święta została zgwałcona. Mówiła: „Bóg mi nie wybaczy. Jestem okropną grzesznicą”. Choć powtarzaliśmy z nią werset z 1 Jana 1,9 ciągle mówiła: „Nie, On mi nigdy nie wybaczy”. Gdy miejscowy pastor modlił się z nią zesztywniała i głębokim głosem powiedziała: „Nie wiecie, kim jestem? Jestem królem całej ziemi”. A gdy modliłem się o nią dodała: „Nigdy jej nie opuszczę. Ona jest moją własnością. Nigdy jej nie opuszczę.”
Następnego dnia następna szesnastolatka została opanowana przez demona. Odrzucona przez rodziców została oddana pewnej rodzinie na wychowanie, ale ci też jej nie chcieli. Ciężkie było jej życie. Czuła się niechciana. Nie wiedzieliśmy o tym że trzy lata wcześniej została rzucona na nią klątwa przez hinduskiego czarownika. Od tego czasu miała demoniczne ataki. Zabierano ją do znachora, który pocierał ją jakimiś liśćmi. Ataki na krótki czas ustępowały, ale później znowu powracały.
W dodatku członkowie pewnego plemienia napadli w nocy na kilka wiosek i nożami oraz siekierami zamordowali mężczyzn, kobiety i dzieci z kilku wiosek. Tysiące ludzi straciło życie w ten sposób. Wsie były położone na tak odległych terenach, że powstrzymanie rozlewu krwi zajęło wojsku kilka dni. Osoby, które nie zostały zabite trafiły do obozów dla uchodźców, gdzie wielu zmarło z powodu ran, czerwonki i innych chorób. Działo się to 7 lat wcześniej. Ci którzy przeżyli powrócili do swoich wiosek. Pojechałem do nich w styczniu i prowadziłem wśród nich spotkania. Przywiozłem stamtąd kilkoro dzieci, sierot lub pół-sierot, m.in. i tą dziewczynkę.
Trzeciego dnia, trzecia dziewczynka, (ta, która miała atak w sierpniu poprzedniego roku) znowu została opanowana przez demona. Zachowywała się bardzo agresywnie. Atakowała nas rycząc jak tygrys i próbując nas gryźć. Sześć osób musiało ją trzymać.
Czwartego dnia czwarta dziewczynka została owładnięta przez demona. Miała 15 lat. Pochodziła z rozbitej rodziny. Jej matka nie była w stanie się nią opiekować. Przyjęliśmy ją do nas dwa lata temu. W ciągu tego czasu nie zainteresowała się chrześcijaństwem i nie chciała być w naszej szkole.
Zmasowany atak
Oddzieliliśmy te cztery dziewczynki od innych dzieci. Pościliśmy i modliliśmy się za nimi, ale manifestacje demoniczne nie ustępowały. Zadzwoniliśmy do kilku pastorów, którzy twierdzili, że umieją wyrzucać demony, ale przeraziliśmy się metodami, które stosowali. Dziewczęta nie doznawały ulgi. W dalszym ciągu pościliśmy i modliliśmy się za nimi. Na kilka tygodni ataki niemal całkowicie ustały. Ponieważ myślałem, że wszystko jest już w porządku wyjechałem z powrotem na północ.
Po mniej więcej tygodniu pewien pastor z Chennai powiedział, że chce przyjechać, aby modlić się o pełne wyzwolenie dla tych czterech dziewczyn. Nasi nauczyciele pozwolili mu na to. Usiadł z nimi i powiedział, że kiedyś był hinduskim szamanem, że wykopywał ciała zmarłych z grobów, odcinał im głowy i mielił je na proszek do posypywania ludzi itp. Potem modlił się o uwolnienie, ale zamiast poprawy ich stan się jeszcze pogorszył. Do tego cztery kolejne dziewczynki zaczęły zdradzać objawy zdemonizowania. Kiedy o tym usłyszałem powiedziałem, aby natychmiast odesłali tego pastora.
Ponownie przyleciałem. Pościliśmy i modliliśmy się przez dwa dni, ale nie było poprawy. Wynajęliśmy autobus i zabrałem wszystkie osiem do Chrześcijańskiego Szpitala Uniwersyteckiego w Vellore. Cztery dziewczynki, które znajdowały się w najcięższym stanie przyjęto na oddział psychiatryczny. Pozostałe cztery trzymaliśmy w pokojach gościnnych, ponieważ wszystkie łóżka w szpitalu były zajęte.
Przypominaliśmy sobie obietnice Boże, pościliśmy i modliliśmy się z wiarą, ale dziewczynki, które były w szpitalu miały myśli samobójcze i wiedzieliśmy, że szybko musimy coś zrobić. Ciągle pojawiało się nam pytanie dlaczego nie mogliśmy wypędzić złych duchów? Wiedzieliśmy, że nasze modlitwy zostały wysłuchane, ale dlaczego dziewczynki nie zostały uwolnione i uzdrowione?
Leżały przywiązane do łóżek. Przez wiele godzin pozostawały pod wpływem ostrych ataków. Lekarze powiedzieli nam, że musimy liczyć się z tym, że pozostaną w szpitalu od 4 do 6 miesięcy oraz że ich stan nie ma nic wspólnego z demonicznym opętaniem czy religią, ale mają charakter ściśle psychiatryczny.
Płakałem z ich powodu. Niektóre z tych dziewczyn były pod moją opieką już od ponad 10 lat. Były jak moje własne córki. W piątek wieczorem pewien bardzo poświęcony lekarz przyszedł do mojego pokoju i powiedział: „Zbierzmy kilku poświęconych ludzi i po sobotnim nabożeństwie wspólnie módlmy się za nimi.”
Bóg mocny
W sobotę rano obudziłem się wcześnie i modliłem się. Pan pokazał mi wtedy fragment z 2 Krn 20,12.15. „Nie wasza jest to wojna, lecz Boża”. Byłem bardzo szczęśliwy i podniesiony na duchu. Zadzwoniłem do tego lekarza i powiedziałem: „Wierzę, że Bóg dzisiaj uwolni je wszystkie”. Lekarz natomiast powiedział: „Jest tutaj pewien emerytowany pastor, który jest jednym z najbardziej poświęconych ludzi, jakich znam. Zadzwonię i zaproponuję mu, aby też przyszedł.”
Po nabożeństwie spotkaliśmy się w niewielkiej grupce. Wprowadzaliśmy dziewczynki pojedynczo i prostą modlitwą modliliśmy się za każdą z nich. Bóg uwalniał je jedną po drugiej. Był to piękny widok. Nie towarzyszyło temu wyrywanie włosów, bicie po twarzy, chlustania wodą w twarz jak to miało miejsce w przypadku pierwszych pastorów.
Poszedłem do szpitala. Powiedziałem lekarzowi, że właśnie modliliśmy się o te dzieci. Te w naszym domu zostały uzdrowione i wierzę, że te w szpitalu, również. Powiedział, że nie możemy być fanatykami religijnymi. Trzymano je jeszcze przez ponad tydzień na obserwacji, a kiedy je wypisano ordynator przyznał: „Nie ma wątpliwości, że było to opętanie i że zostały uwolnione. Wróciliśmy z powrotem do domu. Dziewczynki były bardzo szczęśliwe. Wszystkie zostały uwolnione. Jesteśmy tym zachwyceni Bożą mocą.
Obawiałem się, że po powrocie do swojego środowiska mogą ponownie stać się obiektem ataków. Świetnie sobie jednak radzą. Proszę, módlcie się za nimi oraz za całym naszym personelem. Jesteśmy wyczerpani po tym doświadczeniu. Przez ponad miesiąc trwała prawdziwa wojna. Pościliśmy i modliliśmy się przez wiele dni z rzędu. Bóg dał nam jednak zwycięstwo. Jemu jedynie oddajemy chwałę i cześć za wszystko co się stało. Módlcie się za tymi dziewczynkami oraz za wszystkimi innymi naszymi, kochanymi dziećmi.
Bill Dull
Bill Dull jest misjonarzem w Indiach, gdzie wraz z żoną zakłada domy dziecka. Wcześniej prowadził pod Nowym Yorkiem ośrodek szkoleniowo-sanatoryjny „Living Springs”, do którego należała też restauracja wegańska na Manhattanie.