„W obecnym czasie odczuwalny jest wyraźny brak duchowego wpływu na usługiwanie. Dostrzegam to w życiu moim i w życiu innych. Dominują wśród nas zjawiska niskiego rzędu takie jak udawanie, planowanie i manipulowanie. W tym co robimy i głosimy próbujemy połączyć smak prawdy z przesądami i uprzedzeniami. A przecież usługiwanie Słowem Bożym jest rzeczą wielką i świętą i dlatego winniśmy je wypełniać przebywając w Duchu. Powinno to stać się naszym nawykiem. Nie powinniśmy obawiać się następstw pobożnego i pokornego głoszenia. Podstawowym problemem u chrześcijańskich kaznodziejów jest brak zwyczaju, aby się regularnie modlić”. Ryszard Cecil
Potrzeba Bożych ludzi
Jeszcze nigdy nie istniała tak wielka potrzeba istnienia pobożnych mężów i kobiet tak jak teraz. Jeszcze większą potrzebą są wierni, oddani Bogu kaznodzieje. Świat się rozwija i szatan wywiera wpływ, aby wszelkie poczynania służyły jego celom. Chrześcijanie muszą dołożyć starań, aby ukazywać najbardziej atrakcyjne strony życia z Bogiem i dawać dobre wzorce do naśladowania. Trzeba uczynić wszystko, aby współczesny świat był napełniony przez Ducha najwznioślejszymi myślami. Paweł modlił się na kolanach, aby Kościół w Efezie mógł zdać sobie sprawę z wysokości, szerokości, głębokości niezmierzonej świętości i miłości Bożej, aby został „napełniony wszelką mocą Bożą” (Ef 3,18-19). Epafras poświęcił się wyczerpującej pracy i gorącej modlitwie po to, aby członkowie Kościoła w Kolosach „byli doskonali i trwali we wszystkim co jest wolą Bożą” (Koi 4,12). W czasach apostolskich wszystko miało na celu jedno, aby lud Boży, każdy z osobna i wszyscy razem mogli spotkać się „w jedności wiary i poznania Syna Bożego” i dorosnąć do „wymiarów pełni Chrystusowej”(Ef 4,13). Nic dawano premii karłom, nie zachęcano do tego, aby stać się starym niemowlęciem. Dziecko miało rosnąć, a starsi, zamiast skarżyć się na słabości i niedomagania, mieli przynosić owoc aż do późnej starości, ciesząc się obfitością i pełnią rozkwitu. Chrześcijaństwo cechuje Boże inwestowanie w człowieka tak, aby było obfite w świętych mężczyzn i święte kobiety.
Prawdziwa ofiara
Aby stworzyć głębokie poruszenie dla Boga, nie wystarczy poświęcić dużych kwot pieniężnych czy geniuszu. Nie wystarczy najwyższa kultura. Tajemnica mocy leży w świętości, która dostarcza duszy energię, w sercu rozpalonym miłością, pragnącym większej wiary, większego skupienia w modlitwie, większej gorliwości i większego poświęcenia. Takich cech nam potrzeba. Musimy być ucieleśnieniem rozpalonej przez Boga bogobojności i poddania. Z powodu braku tych cech postęp Bożego dzieła jest hamowany i marnotrawiony, a imię Pańskie pozbawione należnej Mu czci. Ognistego wozu naszego Boga nie są w stanie ruszyć z miejsca ani największy ludzki geniusz, ani najdokładniejsze wykształcenie, prominentne stanowisko, wysoki status społeczny, szanowane nazwisko, ważne stanowisko kościelne. Jest to wóz ognisty, który jedynie Boży ogień może poruszyć. Zawodzi tu geniusz Miltona. Zawodzi imperialna potęga Lwa historii, ale może go poruszyć duch Brainerda, gdyż duch tego misjonarza płonął żywym płomieniem dla Boga i dla ludzi. Nic co ziemskie, światowego czy samolubnego, nie było w stanie przedostać się do jego życia tak, aby choć w najmniejszym stopniu stłumić intensywność jego płomienia.
Modlitwa daje początek, jak również stanowi naczynie, poprzez które przepływa oddawanie prawdziwej czci Bogu. Duch uwielbiania dla Boga jest równocześnie duchem modlitwy. Modlitwa wiąże się z prawdziwym uwielbianiem Boga tak ściśle, jak ciało jest złączone z duszą i jak serce jest złączone z życiem. Nie ma prawdziwej modlitwy bez uwielbiania Pana, ani też nie można uwielbiać Pana nie modląc się. Kaznodzieja musi być poddany Bogu, oddając Mu najświętsze uwielbianie.
Usługiwanie Słowem nie może ograniczać się jedynie do uprawianiem zawodu, a ten który służy nie może być jedynie opłacanym pracownikiem. Służenie to Boże zamierzenie, polegające na przebywaniu z Bogiem w głębokiej czci i uwielbianiu. Usługujący Słowem musi być poświęcony Bogu. Jego celem, ambicją, dążeniem ma być sam Bóg i czynienie wszystkiego ku Jego czci. Dla osiągnięcia takiego stanu modlitwa jest równie nieodzowna, jak pokarm jest niezbędny dla podtrzymania życia.
Boży autorytet
Ponad wszystko inne kaznodzieja musi być całkowicie oddany Bogu. Stosunek kaznodziei do Boga to jego insygnia i listy uwierzytelniające, które uprawniają go do wykonywania tego szczególnego powołania. Znaki te muszą być wyraźne widoczne, tak aby wykluczały jakiekolwiek wątpliwości. Nie ma tu miejsca na powierzchowną pobożność. Jeśli kaznodzieja nie wyróżnia się w łasce, to się w ogóle nie wyróżnia. Jeśli jego życie, charakter i zachowanie nie są kazaniem, to głoszone przez niego słowa nie mają prawa być nazwane kazaniami. Jeśli jego świętość ma mały ciężar gatunkowy, to jego kazanie choćby było delikatne i słodkie jak muzyka, cudowne jakby przemawiał sam Apollo, to wartość jego i skuteczność będą podobne pod względem trwałości do porannej rosy. Nie ma niczego, co mogłoby zastąpić oddanie się Bogu, które wyraża się w modlitwach uwielbienia, w charakterze i życiu kaznodziei. Jeśli źródłem jego natchnienia i pobudką do działania jest przywiązanie do organizacji kościelnej, do ludzkich opinii, albo martwych dogmatów religijnych, to wkrótce okaże się, że wszystkie te rzeczy były zupełnie bezwartościowe i wprowadzały jedynie zamieszanie i śmierć. Siłą napędową wszelkich poczynań kaznodziei musi być Bóg. On też musi być źródłem i koroną wszelkich trudów. Chwała imienia Jezusa Chrystusa musi być wszystkim i we wszystkim.
Kaznodzieja nie może mieć innego natchnienia niż to płynące z osoby Jezusa Chrystusa. Nie będzie miał innych ambicji niż pragnienie, aby wielbić Jezusa i nie będzie pragnął innej służby niż ta dla Jezusa. Wtedy dopiero modlitwa stanie się źródłem jego oświecenia, środkiem wiodącym go do ustawicznego rozwoju i powodzenia. Nieustanne trwanie przy żywym Bogu będzie jedyną ambicją kaznodziei.
Potrzeba wzorców
Jeszcze nigdy ludzie nie potrzebowali przykładów rezultatów płynących z prawdziwej modlitwy aniżeli w dzisiejszych czasach. Żaden człowiek nie będzie przykładem mocy ewangelii poza takim, który poświęcił się głębokiej, szczerej i serdecznej modlitwie. Czasy pozbawione modlitwy mogą pokazać światu jedynie szczątkowy wymiar Bożej mocy. Serca pozbawione ducha modlitwy nigdy nie wzniosą się na szczyty gór. Obecne czasy może są lepsze od poprzednich, ale istnieje wielka różnica pomiędzy postępem cywilizacyjnym, a postępem duchowym, wynikającym z większej świętości i podobieństwa do Chrystusa.
W czasie, gdy pojawił się Chrystus Pan, Żydzi byli silniejsi niż kiedykolwiek wcześniej. Był to złoty okres ich faryzejskiej religii. Jednak to w tym złotym wieku został ukrzyżowany Chrystusa. Nigdy wcześniej nie płynęło więcej modlitw a równocześnie tak bardzo brakowało prawdziwej modlitwy. Nigdy przedtem nie składano tak wielu ofiar a jednocześnie tak bardzo brakowało poświęcenia. W świątyni jeszcze nigdy nie odbywało się więcej nabożeństw a jednocześnie tak bardzo brakowało prawdziwego uwielbiania dla Boga. Nigdy przedtem nie było mniej bałwochwalstwa a jednocześnie nie było go faktycznie więcej jak wtedy, gdy czczono Boga jedynie ustami, a tak mało sercem. Uwielbianie Boga jedynie ustami, a nie sercem doprowadziło do tego, że ludzie ci ukrzyżowali Syna Bożego. Jeszcze nigdy tylu ludzi nie uczęszczało do świątyni a równocześnie było umiej świętych. Człowiek staje się święty tylko dzięki mocy modlitwy. Święty charakter powstaje i zostaje uformowany przy pomocy potęgi prawdziwej modlitwy. Im prawdziwszy święty, tym więcej w jego życiu modlitwy a im więcej modlitwy, tym więcej prawdziwych świętych.
Bóg zawsze posiadał wielu oddanych i modlących się kaznodziejów, ludzi, w życiu których modlitwa była potężnym i widocznym czynnikiem. Świat odczuł ich moc. Bóg odczuł i uhonorował ich poświęcenie. Dzieło Boże dzięki ich modlitwom wzrastało potężnie i szybko a ich świętość była widoczna w jasnym, Bożym blasku ich charakteru.
Człowiek modlitwy
Jednym z takich ludzi, jakich Bóg potrzebował, był David Brainerd. Jego imię przeszło do historii. Nie był on kimś nadzwyczajnym, ale umiał nieść wspaniałe światło w każdym środowisku. Był równy najmądrzejszym i najbardziej utalentowanym. Nadawał się do głoszenia Słowa z kazalnic, o które ubiegało się wielu kaznodziejów, do pracy wśród ludzi kulturalnych i najbardziej dystyngowanych, którzy zabiegali o to, aby został ich pastorem. Jonathan Edwards, znany misjonarz stwierdził, pisząc o nim, że byt on „młodym człowiekiem o wybitnym talencie, posiadającym niezwykłą znajomość ludzi i wszelkich spraw, odznaczającym się rzadkim darem prowadzenia rozmów, posiadającym wybitną wiedzę teologiczną. Jak na tak młodego człowieka był niezwykłym duchownym, szczególnie jeśli chodzi o praktyczne chrześcijaństwo w codziennym życiu. Nigdy nie znałem nikogo w jego wieku, i na jego stanowisku, który by mu dorównywał w tak dokładnej znajomości natury i podstaw chrześcijaństwa. Sposób, w jaki się modlił, byt niemal nie do naśladowania. Wiedza jego była olbrzymia i posiadał tez wybitny dar wymowy”.
Nie ma bardziej budujących historii w kościelnych kronikach niż doświadczenia Dawida Brainerda. Żaden cud nie daje potężniejszego dowodu Bożej obecności i potęgi chrześcijaństwa, jak życie i działalność tego człowieka. Znalazł się on w dzikich puszczach Ameryki, gdzie we dnie i w nocy walczył ze śmiertelną chorobą. Był niewyszkolony do pracy duszpasterskiej wśród Indian. Przez dłuższy okres czasu niósł Słowo Boże przy pomocy słabego, niewierzącego tłumacza. Nieustannie płonął w nim Boży ogień. Miał miejsce i wyznaczony czas na wylewanie swojej duszy przed Bogiem w modlitwie. Dzięki temu nawykowi ustanowił regularne oddawanie czci Bogu na tamtych terenach. Dzięki temu pojawiły się pełne błogosławieństwa rezultaty. Wśród Indian zaszła olbrzymia zmiana. Przeszli z najniższego poziomu moralnego i intelektualnych ciemności do wysokiego poziomu czystych, Bogu oddanych, inteligentnych chrześcijan. Porzucili wszelkie nałogi i zło, które było wśród nich tak mocno zakorzenione i natychmiast, całym sercem przyjęli obowiązki płynące z przyjęcia Chrystusa. Zaczęli organizować nabożeństwa rodzinne i wspólne modlitwy. Zaczęli z całą powagą przestrzegać Dnia Pańskiego. Wewnętrzny wdzięk, który się w nich pojawił dzięki wierze zaczął się objawiać w coraz słodszy sposób i z coraz większą mocą. Za wytłumaczeniem tych przemian i rezultatów stała osoba Dawida Brainerda. To nie był przypadek albo zbieg okoliczności. To wszystko miało bezpośredni związek z tym szlachetnym człowiekiem, dla którego Bóg był na pierwszym miejscu, na drugim i na wszystkich pozostałych miejscach. Bóg mógł objawiać się przez niego nieustannie i bez żadnych przeszkód. Wszechmoc łaski nie była zatrzymywana, a jej bieg hamowany przez nastawienie serca, a wręcz przeciwnie, naczynie jego życia duchowego było jakby w szczególny sposób poszerzone i oczyszczone ku pełnemu używaniu go przez Boga, do przekazywania Jego potężnej mocy, dzięki czemu Bóg mógł z całą swą potęgą zstępować na dzikie, bez nadziei żyjące plemiona. W wyniku czego pustynia zamieniała się w kwitnący i przynoszący owoce ogród. Nic nie jest bowiem dla Boga rzeczą zbyt trudną, jeśli tylko może znaleźć odpowiedniego człowieka, przez którego by mógł dokonać Swego dzieła.
Brainerd jest przykładem świętego życia, życia modlitwą. Jego dziennik pełen jest wzmianek o okresach postu, rozmyślań, usuwania się na ustronne miejsca. Osobistej modlitwie poświęcał nieraz po kilka godzin dziennie. Oto Jedna z jego wypowiedzi: „Gdy wracam do domu poświęcam się rozmyślaniu, modlitwie i postowi, a dusza moja spragniona jest uśmiercania, zaparcia się samej siebie, pokory i rozstania się ze wszystkimi rzeczami lego świata”. W innym miejscu napisał: „Nie mam nic wspólnego ze światem poza tą Jedną rzeczą, aby w nim rzetelnie pracować dla Boga. Ani jednej minuty nie chcę żyć dla jakiejkolwiek rzeczy, którą może dać ten świat”. A oto, jaki wspaniały, niebiański charakter miała Jego modlitwa: „Odczuwając coś ze słodyczy, płynącej ze społeczności z Bogiem i za serce chwytającej mocy Jego miłości, a także uświadamiając sobie, jak w sposób godny podziwu moc ta porywa duszę człowieka i sprawia, że wszystkie pragnienia i uczucie miłości oraz wdzięczności koncentrują się na Bogu, postanowiłem ten dzień całkowicie poświęcić postowi, o którym nikomu nie chcę mówić oraz modlitwie do Boga, aby mnie zechciał pobłogosławić i pokierować w związku z tym ogromnym zadaniem. Pragnę, aby Pan powrócił do mnie i objawił mi światłość swego oblicza.
Czułem się słaby przed południem. Po południu Bóg dał mi łaskę do gorącej modlitwy wstawienniczej za moich nieobecnych przyjaciół, ale dopiero wieczorem Bóg przyszedł do mnie w cudowny sposób w modlitwie. Wydaje mi się, że dusza moja Jeszcze nigdy przedtem nie była w takim uniesieniu. Nie czułem żadnych hamulców. Otworzyły się przede mną skarbce Bożej łaski. Bojowałem w modlitwie o nieobecnych przyjaciół, o to, żeby Pan pozwolił mi zebrać do swojego spichlerza wiele dalszych, biednych dusz. Modliłem się o osoby, co do których przypuszczałem, że już są dziećmi Bożymi, a które mieszkają w różnych odległych miejscach. W ten sposób modliłem się żarliwie od świtu aż do niemal zmierzchu tak, że bytem cały zlany potem, a jednak zdawało mi się, że niczego jeszcze nie dokonałem. Ach! Mój drogi Zbawiciel pocił się w modlitwie o dusze, krwią! Gorąco pragnąłem, aby również odczuwać w stosunku do nich jeszcze większe współczucie. Poczułem wreszcie słodycz na duszy, która się niejako uginała pod wrażeniem Bożej obecności, miłości i łaski. W tym nastroju poszedłem spać, a moje serce w całej pełni odpoczywało w Bogu”.
Moc przez modlitwę
Nic innego jak tylko modlitwa dala jego życiu i usługiwaniu tak wspaniałą moc. Ludzie potężnej modlitwy są równocześnie ludźmi duchowej mocy. Ich modlitwy nigdy nie umierają. Całe życie Brainerda było życiem modlitwy. Modlił się we dnie i w nocy. Modlił się przed i po głoszeniu Słowa Bożego. Jadąc konno przez bezkresne gęstwiny lasów też się modlił. Modlił się na swoim łożu ze słomy. Modlił się jadąc samotnie przez gęste lasy. Godzina za godziną, dzień za dniem, wcześnie rano i późno wieczorem modlił się i pościł, wylewając duszę swoją przed Bogiem, błagając Go za ludźmi w modlitwach wstawienniczych. W potężny sposób zbliżał się w modlitwie do Boga, a Bóg w potężny sposób zbliżał się do niego i przebywał z nim. Skutki działalności Brainerda wciąż są odczuwalne i takimi będą aż do końca, a wtedy będzie on jednym z pierwszych pomiędzy tymi, którzy będą uznani za bohaterów wiary w tym pełnym chwały dniu.
Jonathan Edwards tak o nim powiedział: „Życie jego pokazuje właściwą drogę do osiągnięcia sukcesów w dziedzinie głoszenia Słowa Bożego. Szukał sposobu osiągnięcia sukcesów podobnie jak żołnierz szuka zwycięstwa w czasie bitwy, albo jak czyni to lekkoatleta, biegnący w zawodach, w których dla zwycięzcy wyznaczona jest wspaniała nagroda. Pracował zawsze, będąc pobudzonym miłością do Chrystusa i do człowieka. Zawsze gorliwie. Nie tylko w słowie i nauczaniu prawd wiary, lecz również w modlitwie, w której trwał we dnie i w nocy, zmagając się z Bogiem i trwając w bólu duszy swojej, krzycząc wzdychaniem, niczym kobieta rodząca, dopóki Chrystus nie wszedł do serc tych, do których był posłany. Był wiernym synem Jakuba, trwającym w zmaganiach duchowych w ciemności nocy aż do świtu.”
E.M. Bounds
Edward McKendree Bounds (1835-1913) był kaznodzieją metodystycznym i prawnikiem.