Czy przypominacie sobie jakieś doświadczenie, które wywarło decydujący wpływ na wasze duchowe życie? Coś, co uświadomiło Wam, że Bóg istnieje, że jest żywy, że wysłuchuje modlitw?
Bóg na pielgrzymce
Był rok 1984. Miałem wtedy niecałe 18 lat. Razem z przyjacielem wybraliśmy się na pieszą pielgrzymkę do Częstochowy. Właściwie to dołączyliśmy do grupy pielgrzymujących, bo wcześniej musieliśmy zaliczyć festiwal w Jarocinie. Biliśmy punkami, ale to nie przeszkadzało nam w tym, aby wziąć udział w tej katolickiej imprezie. Niestety, trochę narozrabialiśmy i po dwóch dniach chcieli odesłać nas do domu. Mój kolega postawił się, ja natomiast chciałem zostać, więc obiecałem nie sprawiać więcej problemów. Ale taki obrót sprawy nie podobał mi się za bardzo. Zostałem sam, gdyż nikogo nie znałem. Wtedy właśnie pomyślałem, że jeśli Bóg istnieje, to przecież On wysłuchuje modlitwy. Powiedziałem: „Panie Boże, czy mam tu być sam jak palec? Może byś mi pomógł. Nie chcę być sam. Fajnie by było jakbym kogoś tu zapoznał. Amen”.
Gdy tylko skończyłem się modlić, podszedł w moją stronę bardzo wysoki chłopak i zapytał czy jestem tu sam. Przytaknąłem. Wtedy zaproponował, abym przysiadł się do niego. To było niesamowite. Miał na imię Rysiek. Od tego momentu, przez kilka lat łączyła nas głęboka więź. Niestety, wyjechał do Niemiec. Ale to przeżycie na zawsze wpisało się w moje chrześcijańskie doświadczenie. W namacalny sposób doświadczyłem obecności żywego Boga. Przekonałem się, że Bóg słyszy i działa, oraz że moje życie nie jest Mu obojętne.
Po takim doświadczeniu nie byłem w stanie zapomnieć o tej cudownej Bożej interwencji. Właśnie Jezus był taką osobą, która chyba rzadko, albo w ogóle nie pozostawiała ludzi obojętnymi. Gdy ktoś miał z Nim do czynienia, trudno było nie myśleć o Nim poważnie. A to ze względu na to co robił, co mówił, jak traktował ludzi.
Mały, zły człowiek
Pewien człowiek był rozdarty między dwoma światami. Z jednej strony miał przypiętą etykietkę drania i wyzyskiwacza, który wzbogacił się na cudzej krzywdzie. A że był bogaty, nie zadawał się z ludźmi, których rękami dorobił się takiej fortuny. Był podobny do nich, ale wspiął się znacznie wyżej i jego status nie pozwalał mu na przebywanie z nimi. Poza tym nie życzył sobie zbytniego spouchwalania się. Był też postrzegany jako kolaborant. Z drugiej strony, Rzymianie traktowali go tylko jako nędzne narzędzie do egzekwowania tego, co im się należało. Nie było tu żadnych sentymentów, żadnej przyjaźni, zażyłości.
Jak się żyje w takiej próżni? Przez pewien czas może to nawet nie przeszkadzać, ale ile można się cieszyć pięknym domem w którym nie słychać śmiechu innych ludzi. Ile można cieszyć się pełną lodówką, gdy nie słyszy się pochwał przyjaciół którzy zachwycają się pysznymi potrawami przygotowanymi przez panią domu?
Czytamy o nim w Ewangelii Łukasza 19,1-10: „I wszedłszy do Jerycha, przechodził przez nie. A oto mąż, imieniem Zacheusz, przełożony nad celnikami, człowiek bogaty, pragnął widzieć Jezusa, kto to jest, lecz nie mógł z powodu tłumu, gdyż był małego wzrostu. Pobiegł więc naprzód i wszedł na drzewo sykomory, aby go ujrzeć, bo tamtędy miał przechodzić. A gdy Jezus przybył na to miejsce, spojrzał w górę i rzekł do niego: Zacheuszu, zejdź śpiesznie, gdyż dziś muszę się zatrzymać w twoim domu. I zszedł śpiesznie, i przyjął Go z radością. A widząc to, wszyscy szemrali, mówiąc: Do człowieka grzesznego przybył w gościnę. Zacheusz zaś stanął i rzekł do Pana: Panie, oto połowę majątku mojego daję ubogim, a jeśli na kim co wymusiłem, jestem gotów oddać w czwórnasób. A Jezus rzekł do niego: Dziś zbawienie stało się udziałem domu tego, ponieważ i on jest synem Abrahamowym. Przyszedł bowiem Syn Człowieczy, aby szukać i zbawić to, co zginęło”.
Tekst podaje, że był niskiego wzrostu. Nie trzeba być psychologiem, aby się domyślić, że Zacheusz musiał mieć przykre wspomnienia z dzieciństwa. Gdy koledzy chwalili się jakie wrażenie zrobili na dziewczynach na ostatniej dyskotece, on niestety nie mógł opowiedzieć swojej historii. Co więcej, był obiektem drwin. Wyzwiska, którego nie lubił najbardziej to „karzełek”. Będąc nastolatkiem obiecał sobie, że jeszcze wszystkim pokaże na co go stać. A że kiedyś nadeszła okazja żeby zaistnieć, nie musiał się dwa razy zastanawiać. A jak się już raz zaczęło, ciężko było powiedzieć dość. Trudno się wysiada z pędzącego pociągu.
Pewnego razu usłyszał od osób, które przyszły płacić podatek, że w mieście pojawił się pewien niesamowity rabbi. Mówił tak ciekawie, że nikomu ze słuchaczy nie chciało się spać, ale nawet czynił cuda. Podobno nawet zmartwychwzbudził człowieka. Nie sposób było być obojętnym wobec takich opowieści.
Przemiana
Zacheusza przyłapał się na tym, że często myśli o tym wędrownym kaznodziei o którym usłyszał te dziwne rzeczy. Myśli powracały jak bumerang. Chociaż nie był człowiekiem religijnym (już nie pamiętał kiedy ostatnio był w kościele), to jednak pod pozorem przywiązania do spraw ziemskich i pychy, kryło się w nim bardzo wrażliwe serce. Co więcej, dowiedział się, że jednym z jego naśladowców jest celnik, czyli kolega po fachu. To wzbudziło w nim ogromną nadzieję. Pomyślał, że skrucha i zmiana życia były możliwe i dla niego. Naszła go także myśl o tym, aby wynagrodzić ludziom wyrządzone im krzywdy. Nie rozumiał co się z nim dzieje.
Towarzystwo butelki wina i odwiedziny w miejscach, gdzie płaci się za miłość nudziły go już. Tęsknił za czymś prawdziwym, trwałym. Wracając z pracy myślał o tym bardzo intensywnie o lepszym życiu. Nagle zobaczył zbiegowisko ludzi. Nie było szans, aby przedrzeć się do środka i zobaczyć co się dzieje. Następnego dnia sytuacja się powtórzyła. Dowiedział się od kogoś, że to właśnie ten Jezus przybył do Jerycha. Chciał się do Niego dostać, ale nie mógł się dopchać.
Postanowił, że jeżeli jeszcze raz napotka taki tłum, to musi coś wykombinować. I rzeczywiście, tak się stało. Tym razem tłum zgromadził się niedaleko jego domu. Dobrze znał każdy dom, każdy kamień, każde drzewo. Tu się wychował, po tych drzewach się wspinał jako dziecko. Co stoi na przeszkodzie, aby przećwiczyć ten manewr jeszcze raz? Zauważył, że tłum za chwilę będzie w pobliżu drzewa, które idealnie nadawało się na punkt obserwacyjny. Podbiegł do niego i za moment mógł wszystko obserwować z góry. To był jego dzień, jego szansa, aby osobiście zobaczyć i usłyszeć głos niezwykłego nauczyciela.
Jezus od razu wyczuł niewypowiedziane pragnienie tego znienawidzonego przez ludzi człowieka. Nastąpiła transmisja z serca do serca. Oczy Jezusa czytały w jego duszy. „Zacheuszu, szybko zejdź z drzewa. Chcę nie tylko, żebyś na mnie patrzył, ale chcę być twoim gościem, chcę z tobą porozmawiać, chcę się z tobą zaprzyjaźnić!”.
Czy nie jest to ciekawe, że Jezus znał jego imię? Skąd? Otóż Jezus codziennie modlił się, utrzymywał stałą więź z Niebem. Ojciec konsultował z Nim plany na każdy dzień Jego życia. Prawdopodobnie powiedział Mu, że po południu, na ulicy Wąskiej spotka człowieka siedzącego na drzewie. „Jest to celnik – powiedział Ojciec – o imieniu Zacheusz. Jego serce jest gotowe… Uzdrów je…” Tak, Bóg zna imię każdego z nas. Wie co dzieje się w naszych sercach. Choćby najbliżsi stali się obcy, Bóg nigdy nas nie zostawia, nigdy nie porzuca. Nasze życie jest wymalowane na Jego dłoniach!
Cenni w oczach Boga
Zacheusz usłyszał od Jezusa coś, czego jego uszy nigdy wcześniej nie słyszały:
– w moich oczach jesteś wartościowym człowiekiem
– kocham cię, bo jestem twoim Stwórcą
– jest w tobie dobro, jest w tobie potencjał
– możemy razem zrobić coś fajnego
– mogę dać ci taką pasję, że „wyrwie cię z butów”
– chcę spędzać z tobą czas
– chcę cieszyć się tym, co należy do ciebie, na co tak ciężko pracowałeś
– chcę śmiać się razem z tobą, a także razem z tobą płakać
– chcę ogrzać się przy twoim cieple
– chcę podziwiać to jak dobrze gotuje twoja żona, chcę delektować się sokiem z twojej winnicy
– chcę podziwiać twoje dzieci
Czy można pragnąć czegoś więcej? Zacheuszowi łzy stanęły w oczach. Natychmiast zszedł na ziemię. Chciał paść do stóp Jezusa. Ale nie zdążył, bo pojawiły się komentarze, których nie sposób było nie usłyszeć: „Do takiego ścierwa chce iść w gościnę? I to ma być ten zapowiadany Mesjasz?” Na szczęście spojrzał w oczy Jezusa, które zdawały się mówić: „Nie przejmuj się tymi ludźmi. Psy szczekają, ale karawana idzie dalej”. Zacheusz był przeszczęśliwy. Tak bardzo, że z jego ust padła niezwykła deklaracja: „Jestem gotów oddać połowę swojego majątku biednym, a gdy kogoś oszukałem, oddam poczwórnie”. To nie były słowa rzucone na wiatr. Zacheusz nie był człowiekiem religijnym, ale co nieco znał Biblię. Wiedział, że Prawo mówiło, że za kradzież należy zwrócić poczwórnie. Odezwało się w nim sumienie. Tak więc słysząc to wyznanie Jezus powiedział: „Zobaczcie, ten człowiek przyjął zbawienie. Duch Święty przekonał go o grzechu. Słyszeliście jego wyznanie? Czyż nie jest on synem, który wraca do domu?” Nie wszystkim podobało się to co widzieli. W każdej sytuacji znajdą się tacy, którzy będą mieli swoje „ale”. Są to ci, którzy nie troszczą się o ludzi.
Lekcja dla nas
Bóg kocha grzesznika, kocha każdego człowieka, niezależnie od tego kim jest, co zrobił, kim się urodził, jak bardzo zmarnował swoje życie, czy też jak bardzo zmarnował życie innym. Jezus pokazał jaki jest Bóg. Bóg nie czeka na to, aby kogoś przyłapać na jakimś potknięciu i wymierzyć mu karę. Bóg czeka z wyciągniętymi ramionami aby przyjąć, przytulić, obmyć i ubrać w czyste ubranie. A potem zaprasza na przyjęcie!
Pomimo naszych grzesznych skłonności Bóg daje nam szansę. Trzeba tylko otworzyć się na delikatny powiew Ducha Świętego. Wtedy można zobaczyć Boga i Go doświadczyć. Wtedy nie będzie ważne co ludzie będą mówili, bo sami będziemy wiedzieli. To jak w tym moim doświadczeniu, gdy przekonałem się, że Bóg wysłuchuje modlitwy.
Gdy Bóg dotyka człowieka, dotyka także jego czułych miejsc, a jednym z takich miejsc jest portfel. Zwróćmy uwagę, że Zacheusz był gotów oddać czterokrotną wartość zagrabionych kwot. Często jest tak, że wierzący zagarniają dla siebie część, która należy się Bogu. Okradają Boga. Ale Biblia mówi: „Jeżeli ktoś ukradnie wołu lub owcę, a potem je zarżnie lub sprzeda, odda pięć wołów za wołu, a cztery owce za owcę” (Wj 22,1 BW; Wj 21,37 BT). Oczywiście Panu Bogu nie chodzi o złotówki czy euro, a tym bardziej o owce czy krowy, lecz o motywacje.
Sedno chrześcijaństwa
Gdy przyjmujemy Jezusa jako naszego Zbawiciela, zbawienie staje się czymś realnym. Doświadczenie utwierdza nas, że zrobiliśmy rzecz najlepszą z możliwych. Skoro zaproszenie jest aktualne, to czemu nie skorzystać z niego? Tak więc jak Zacheusz zejdźmy z drzewa.
Tomasz Sulej
Kiedy wyobrażam sobie dzisiejszego Zacheusza – faceta na stanowisku, ubranego w garnitur, białą bluzkę z krawatem, z lakierowanymi butami na stopach – wdrapującego się pospiesznie na drzewo – dech w piersi mi zapiera. Jeśli on nie zwracał uwagi na to, co powiedzą ludzie, kiedy zobaczą go w takiej niecodziennej i dziwacznej sytuacji, dochodzę do wniosku, że on nawet nie myślał o tym. Inni ludzie w tamtej, najważniejszej chwili jego życia, choć mrowili się wokół niego – nie byli obecni. NIe widział ich, nie myśłał o nich, po prostu – nie istnieli… Zacheusz widział jedynie Jezusa! Był skoncentrowany tylko na jednym: muszę Go zobaczyć…
Jeśli zrozumiemy mechanizm działający w tamtej chwili, któremu poddał się ten celnik (biznesmen), a co ważniejsze, jeśli przeżywamy to samo w swoim zyciu, jeśli nie widzimy zdziwionych oczu innych ludzi spośród naszego otoczenia, tylko wciąż zapatrzeni jesteśmy z Chrystusa – możemy doświadczyć wspaniałości przebywania z Nim juz tu, na naszej ziemi. Możemy też doświadczać cudu przebaczenia, miłości, wyrozumiałości, radości i tego wszystkiego co dać jest nam w stanie jedynie JAHWE. Chwała MU za to.
Ewangelia, to fenomen na skalę całej historii naszego świata. To czego nie zrobił zakon, czego nie był w stanie dokonać, to uczyniła ewangelia w ludzkich sercach przez moc łaski i prawdy. Rzeczy dokonują się przez miłość, a nie przez prawo. Ta zasada jest wyłącznie Bożą sprawiedliwością, którą można przyjąć przez wiarę, lub odrzucić przez prawo. Dlatego ewangelia jest mocą wprowadzającą nas w obszar Bożego Królestwa.
Zacheusz jako Żyd najwyraźniej znał prawo, ale przemiana, której doznał, tak fajnie opisana przez Tomka, dokonała się przez słuchanie z wiarą w to co mówił Jezus. Ten mechanizm działa do dzisiaj. Znajomość prawa nie jest w stanie wydać owocu sprawiedliwości. Efektem znajomości prawa są uczynki ciała. Ewangelia natomiast, rodzi owoce Ducha, których podobnie jak Zacheusz, tak bardzo wszyscy pragniemy.
Artykuł ciekawie napisany i godny polecenia!