Na każdym nabożeństwie Bóg czyni cuda: nawraca, uwalnia, uzdrawia, przemienia, pociesza, zachęca. Ci ludzie nawet sobie nie wyobrażają, że mogłoby tych elementów zabraknąć. Nigdy nie działo się inaczej.
Właśnie wróciłam z Tanzanii, gdzie spędziłam dwa wspaniałe tygodnie. Jest to kraj, w którym praktycznie nie ma ateistów, a społeczeństwo w połowie chrześcijańskie i w połowie muzułmańskie żyje ze sobą w zgodzie, wzajemnym szacunku i w wolności publicznego wyrażania swojej wiary. Jestem oczarowana Kościołem afrykańskim, który jest żywy, gorący i skupiony na wywyższaniu Tego, którego imię nosi.
Uwielbienie
Kościoły w Afryce słychać z daleka. Ze względu na panujące tam upały nie mają okien ani ścian, więc dźwięki muzyki, okrzyki radości i chwały roznoszą się wokoło. Wyznawcy Chrystusa wielbią Boga nieustannie i nie wyobrażają sobie robić tego po cichu. Angażują w to całych siebie. Nie ukrywają swoich emocji, bo nawet tego nie potrafią, lecz tańczą, modlą się, cieszą się i płaczą według tego, co się dzieje w ich sercu.
W kościele obok którego mieszkałam, liczącym ok. 700 członków, uwielbienie ma miejsce każdego dnia, tuż po zmroku i trwa co najmniej do północy, a często do rana. W tym czasie muzycy prowadzący modlitwę zmieniają się. Ci ludzie są świadomi, że oddawanie Bogu czci jest najważniejszym wyrazem służenia Mu. Ich modlitwy są tak gorące, pełne wiary i mocy, że czułam wyraźnie obecność Ducha Świętego, pomimo tego, w języku suahili że rozumiałam tylko kilka słów.
Nabożeństwo
Główne nabożeństwo trwa cały dzień, z krótką przerwą na obiad. Uczestniczy w nim dwa razy więcej ludzi, niż oficjalnie należy do tego zboru. Nauczanie składa się ze studium biblijnego, podczas którego wszyscy słuchacze robią notatki, oraz z kazania Słowa Bożego. Byłam poruszona tym, z jakim zaangażowaniem i jak głęboko zebrani badają Biblię i szukają praktycznego jej zastosowania w codziennym życiu. Podczas kazania niemożliwym jest, aby zasnąć! Pastorzy, jak na Afrykanów przystało, mówią entuzjastycznie i z zapałem, a zgromadzeni ludzie reagują podobnie, wydając okrzyki radości i chwały dla Boga, podrywając się do tańca i skacząc z obrotami. Nauczanie kończy się modlitwą o moc Ducha Świętego po to, aby to Słowo zakiełkowało i wydało owoc. Zebrani trwają w modlitwie tak długo, aż zobaczą, że Duch Święty przychodzi i przemienia ludzi. To jest modlitwa pełna wiary, która oczekuje, spodziewa się i otrzymuje.
Składanie darów wygląda jak barwny taniec radości. Wszyscy są kolorowo ubrani, w piękne sukienki, afrykańskie kangi i wzorzyste koszule. Ludzie wychodzą kolejno ze swoich miejsc, zaczynając od końca kościoła i idą w tanecznym korowodzie do przodu ze swoją ofiarą.
Walka duchowa
W Afryce każdy zdaje sobie sprawę z realności świata duchowego i walki duchowej. Usługi „lecznicze” szamanów, u nas często zwane „niekonwencjonalnymi metodami leczenia”, są ogólnie dostępne i wielu ludzi z nich korzysta z powodu drogiej i kiepsko funkcjonującej służby zdrowia. Prawie na każdym nabożeństwie pod wpływem obecności chwały Bożej manifestują się demony i są wypędzane przez wierzących. Muzułmanie, którzy przychodzą gościnnie, często tak mocno doświadczają Boga, że chętnie oddają życie Jezusowi. Na każdym nabożeństwie Bóg czyni cuda: nawraca, uwalnia, uzdrawia, przemienia, pociesza, zachęca. Ci ludzie nawet sobie nie wyobrażają, że mogłoby tych elementów zabraknąć. Nigdy nie działo się inaczej.
Ewangelizacja
Wiele zborów afrykańskich funkcjonuje autonomicznie, bez centralnej organizacji. Każdy zbór ma kilku pastorów, zarówno mężczyzn jak i kobiety. Pastorem zostaje się z powołania przez Ducha Świętego, które musi zostać zauważone przez zgromadzenie wierzących. Zbór nakłada ręce na przyszłego pastora, namaszczając go do służby Bogu i wysyła go do szkoły biblijnej. Pastor rzadko kiedy dostaje stałą pensję. Ewangelizacja odbywa się prosto i z mocą: grupa wierzących udaje się w miejsce wskazane przez Ducha Świętego, głoszą tam Ewangelię i służą uzdrowieniem, słowem wiedzy i słowem proroczym. Wszyscy ci, którzy zostają uzdrowieni czy usłyszą Słowo Boże dla siebie, od razu chcą oddać swoje życie Jezusowi. Są prowadzeni w modlitwie zbawienia. Z osób tych powstaje nowy prosty domowy kościół, gdzie uczą się podstawowych prawd biblijnych i słuchania głosu Bożego.
Życie codzienne i świętowanie
Chrześcijanie na ulicy i w domach witają się zawsze pozdrowieniem: „Bwana Yesu asifiwe!” („Chwała Panu Jezusowi!” i zastępuje nasze „Dzień dobry!” lub „Cześć!)”, a żegnają się mówiąc „Mungu akubariki!” (Niech Bóg cię błogosławi!). Szyldy sklepów często są opatrzone hasłami: „Jezus jest Królem”, „Bóg jest miłością”, „Chwała Bogu” lub „Bóg jest wielki”. Podobne napisy widać na autobusach i są one znacznie większe niż nazwa stacji docelowej.
Kościół uwielbia świętować i szuka do tego okazji. Afrykanie często jedzą wspólne posiłki, a każdej uroczystości towarzyszą tańce, spontaniczne śpiewy, piękne dekoracje i prezenty. Doświadczyłam tego podczas moich zaręczyn z Jackiem i bardzo mi się to podobało! W Afryce zaręczyny nie są jedynie sprawą osobistą dwojga ludzi planujących wspólną przyszłość, ale całego kościoła. Dlatego, aby były uznane, muszą zostać publicznie ogłoszone, a przyszły pan młody musi wyznać miłość swojej wybrance przed całym zgromadzeniem. Wszystko odbywa się wśród okrzyków radości, wiwatowania, pląsania i obdarowywania prezentami w postaci afrykańskich chust i ozdób.
W Afryce chrześcijanie są przede wszystkim szczęśliwi. Cieszą się Bogiem i sobą nawzajem bez względu na ich sytuację finansową i warunki życiowe. Zawsze są gotowi wielbić swego Stwórcę. Myślę, że wiele możemy się od nich nauczyć. Był czas, kiedy misjonarze z zachodu zanieśli Dobrą Nowinę na Czarny Kontynent. Ziarno Ewangelii padło na dobrą ziemię, zakiełkowało i do dzisiaj wydaje obfity owoc. Teraz być może jest czas, aby misjonarze z Afryki przynieśli świeży zasiew Ducha Świętego w nasze strony, abyśmy mogli żyć w pełni miłości, w pełni wolności i w pełni radości otrzymując przez wiarę wszystkie obietnice zawarte w Słowie Bożym.
Kamila Rudź
Nasze redakcyjnej koleżance, Kamili, składamy najgorętsze życzenia i gratulacje z okazji zaręczyn. Niech Bóg wykorzystuje Ciebie i Twojego przyszłego męża w swojej służbie według Waszych darów i talentów.
Już od jakiegoś czasu żyję poza granicami naszego kraju i odkrywam w jakim uciśnieniu żyje kościoł w Polsce. Osoby żyjące w Polsce, nie mające doświadczenia przebywania w innych społecznościach w świecie, nie są generalnie w stanie obiektywnie oceniać tego co widzą na co dzień. Ptaszek uwięziony w klatce, nie wie, że jest uwięziony dopóki ktoś go nie wypuści. Są takie ptaszki, które do klatki wracają i wolą żyć dalej w niewoli, a są takie które ryzykują i odlatują, by żyć na wolności. Nie da się mówić o wolności z kimś, kto nie wie co te słowo znaczy. Możesz mówić jak smakuje owoc, ale ten co go nie jadł, nie umie tego ocenić ani docenić. Naszą rzeczywistość kreują czyjeś książki, filmy i wyrabiamy sobie zdanie na podstawie czyichś przemyśleń i obserwacji, w ten sposób ulegamy przeróżnym manipulacjom. Nauczyłam się nie oceniać nikogo przez pryzmat czyichś słów choćby był samym aniołem. Biblia wystarczająco wyraźnie mówi o tym jak działa Bóg i jest to zawsze nietuzinkowe, cudowne, oryginalne, nadnaturalne i wspaniałe. Jeśli tak postrzegasz swoje życie i tak doświadczasz Boga a ludzie wokół Ciebie zmieniają swoje życie, to wszystko z tobą w porządku, jeśli jest inaczej, jeśli czas spędzasz na sporach teologicznych, na osądzaniu, szukaniu błędów u innych, jeśli nie umiesz się cieszyć szczęściem innych, jeśli uważasz, że to ty masz rację, to….. już chyba wiesz co zrobić należy
Na autobusie jest napis: „Bóg jest wielki” a pod spodem informacja, który Bóg… „ALLAHUMA…”
właściwie, który bóg – allah 😦
wzruszyłem się. chwała Panu!
Cześć. Bardzo spodobał mi się komentarz Andrzeja. Jest wyważony, rozsądny i pozbawiony niepotrzebnych (czytaj sztucznych) emocji. Widziałem kilka filmów nt.krucjat ewangelizacyjnych których na kontynencie afrykańskim jest dużo a który to kontynent jak mało który nadaje się do tego typu akcji. Przodują w tym …. dla których jest to wymarzony teren na eksponowanie swojej wiary która w głównej mierze opiera się na emocjach. Nie twierdzę że emocje są czymś złym ale dla mnie muszę one być potrzebą serca a nie tylko chęcią naśladowania.W Afryce świat duchów jest niemal namacalny i manifestuje się na każdym kroku i jest to niewątpliwie pole do działania dla Ducha Św. Jednak nie mogę nie zauważać tego że, w czasie kiedy Syn Boży chodził po ziemi manifestacje Bożej obecności niekoniecznie wiązały się z zachowaniami rodem z Afryki. Boży powiew jest często cichy i łagodny. Duch Św nie działa schematycznie. Najważniejsze byśmy otwarli się na Jego przyjęcie
Stereotypy typu: zieloni opierają się na emocjach, mogą być bardzo krzywdzące i stawiające innych chrześcijan w złym świetle. Podważają one ich zrozumienie i przyjęcie zbawienia w Chrystusie. W swojej wypowiedzi podważasz też to, że podczas krucjat ewangelizacyjnych ludy Afryki prawdziwie się nawracają, bo są tak emocjonalne. Na podobnej zasadzie można by zaszufladkować innych chrześcijan, że są przeciwni emocjom, bo starają się ich nie wyrażać a ich nawrócenie polega na intelektualnych przemyśleniach omijających szerokim łukiem ich serce.
Trudno jest oceniać inną kulturę, czy przeżycia innych, jeżeli przywykliśmy do innego sposobu wyrażania naszej wiary. Chrześcijański kościół afrykański to złożony organizm, gdzie znajdziemy całe spektrum wierzeń i sposobów ich wyrażania. Jedne są nam bliższe inne niezrozumiałe. Jeżeli jednak chcemy przyłożyć probierz biblijny to zobaczymy, że manifestacje Bożej obecności były tam czasami o wiele większe niż w kościele afrykańskim czy zielonoświątkowym: płonący krzak, trzęsąca się góra, obłok wypełniający świątynię, słup ognia. To wszystko miało miejsce wtedy, gdy Bóg przychodził do swego ludu, o wiele częściej niż jako cichy, łagodny powiew. Musimy być ostrożni w osądzaniu innych, bo nie widzimy ich serc. Krytyczny osąd i wzgarda Mikal, gdy widziała tańczącego Dawida zaowocował w postaci jej własnej bezpłodności.
Afryka i Europa…po za faktem, że tam i tu żyją dzieci Boga, to tak naprawdę oba kontynenty dzieli w zasadzie wszystko. I choć doceniam tamten styl i formę – to nie oszukujmy się – nie każdemu w naszej szerokości geograficznej one odpowiadają ! Co widać na naszych ( polskich, niezależnie od denominacji nabożeństwach ), gdy lud Boży łapie się przy okazji jakiejś pieśni „spontanicznie” za ręce – tak bywało gdy śpiewał np. Mirosław K – aby po chwili marzyć o wyzwoleniu się z tego „chwytu’, o czym świadczyły poirytowany wyraz twarzy i spocone dłonie. Po za tym w Polsce są wspólnoty, które swoją formą uwielbienia zbliżają się, tudzież może nawet identyfikują z tym, co się dzieje u Afrykanów. Przyznajmy: wspólnoty niszowe i bardzo zmarginalizowane .Podobnie, jak próbujące co zmienić grupy wewnątrzkościelne… Przebudzenie, o którym tu czytam, jest powtarzane od lat niczym mantra. Tylko, czy w tak „zagospodarowanym” przez wszelakie Kościoły kraju, jakim jest nasz kraj piękny, ktoś oczekuje przebudzenia ? Przecież wszyscy są przebudzeni, obudzeni, pobudzeni…no może paru jeszcze dosypia, a kilku najlepiej się czuje gdy śpią… Przebudzenie, to nie jest akcja nagłośniona na facebooku. Przebudzenie, to świadomość, że JA pomimo ( przebudzenia, obudzenia i pobudzenia ) w rzeczywistości wciąż śpię, a wyrazem mego snu, będącego przejawem braku Ducha, są ludzie stanowiący moje otoczenie, których jeszcze nie powiadomiłem o Dramacie i Cudzie Golgoty. Na przykład. Moje zdanie: nie ekscytujmy się formą, czasem, uduchowieniem, spontanicznością, szczerością tego, co w Afryce. Myślmy, jak zagospodarować potencjał tego, czym dysponujemy między Odrą a Bugiem, bądźmy cierpliwi, bo być może właśnie jej brak, powoduje, że będąc blisko mety, wycofujemy się mówiąc: nie dam rady…Więcej zaufania do Boga. Gdyby apostoł Paweł w połowie wędrówki po Cyprze zawrócił, ewangelizacja wyspy uległaby znacznemu opóźnieniu. Ale poszedł do końca, do Pafos i pozyskał…kto czytał, ten wie kogo. Dlatego życzliwie spoglądając na afrykańskich braci, bądźmy pełni wiary, że przed nami droga trudna i złożona, po drodze brak życzliwości i może nawet agresja. Ale na końcu tej drogi jest Pafos…nasze, polskie.
Moje obserwacje kościoła polskiego są podobne: spocone ręce, które niewygodnie czują się w uścisku z innymi to nasza rzeczywistość. Jednak jest to wynik obcości i dystansu jaki ludzie trzymają względem siebie na płaszczyźnie duchowej. Jakoś nie mamy problemu by przytulać dzieci, tych których kochamy, chyba, że jesteśmy emocjonalnie poranieni i nie nauczyliśmy się w ten sposób wyrażać miłość. W kościele przebudzenie wyraża się również w ten sposób, że ludzie zaczynają się kochać i przestają mieć problemy ze wzajemnym przytulaniem, płakaniem w swojej obecności czy spontanicznym śmiechem. To są oznaki zdrowej, opartej na zaufaniu społeczności. Doświadczam tego w Polsce, nie w Afryce, więc wiem o czym mówię. Od wielu lat w Zakośćielu podczas naszych weekendów dla Jezusa widzimy, jak uzdrowienie duchowe i emocjonalne uzdalnia wierzących chrześcijan do głębszych relacji z innymi. Oczywiście istnieją różnice pomiędzy nami i afrykańczykami w wyrażaniu radości czy miłości. Nikt mi jednak nie powie, że w polskiej naturze leży spoglądanie na siebie „spodełba”, nie patrzenie sobie w oczy, niechęć do dotykania się czy wrodzona powaga. To jest wynik naszej nieodrodzonej, zchorowanej duszy, która doświadczyła wiele złego w historycznej przeszłości. Te rany musza być uzdrowione i wtedy możemy się spodziewać uśmiechniętych twarzy i naprawdę wielkiej spontaniczności wierzących.
Jeżeli nie będziemy stawiać sobie za wzór Afryki i zachwycać się ich uzdrowieniem to nie mamy co liczyć na nasze. Jeżeli nie umiemy celebrować i cieszyć się szczęściem innych to automatycznie zamykamy się na nasze własne błogosławieństwo. Płakanie z płaczącymi i cieszenie się z radosnymi to przykazanie, które ilustruje zasady Królestwa Bożego: jaką miarą mierzysz taką Ci odmierzą. Przebudzenie w Polsce będzie możliwe, o ile nauczymy się doceniać to, co Bóg robi w innych krajach, innych ludziach, innych kościołach.
Jestem pod ogromnym wrażeniem, gdy oglądam i czytam o afrykańskim kościele. Pragnęłabym razem z nimi wielbić P.Boga i przezywać taką radość i nie tłumić emocji. Bo przecież emocje to też dzieło naszego Stwórcy.
Może czas by zacząć się uczyć od innych wierzących także i w Afryce ? Oni w prostocie podejmują wyzwania Ewangelii, a my -zajęci sporami o słowa i doktryny zapominamy czasem o Bożej mocy , o późnym deszczu jesiennym.
Kamilko!
Z okazji zaręczyn życzę Tobie realizacji każdego Twojego marzenia i życia napełnionego Bożą obecnością. Niech to co Bóg łączy, stanie się dla Was błogosławieństwem, pasją i obfitością w zdobywaniu ludzi dla Jego Królestwa i radością i spełnieniem dla Was. Pozdrów swego chłopaka od nas i zróbcie może jakąś kampanię w Polsce?
Wszystkiego najlepszego!!!…… 🙂 🙂 🙂
Dziękuję, Krzysztof! Amen! To nasze największe pragnienie – rozszerzać Królestwo Boże. Od Polski zaczniemy i to jeszcze w tym roku :):):) Chcemy widzieć Polskę stojącą w ogniu przebudzenia!
Jeśli nie mamy możliwości osobistego doświadczania Afryki, chciałbym serdecznie zachęcić czytelników artykułu do przeczytania którejkolwiek z książek o Afryce autorstwa Ryszarda Kapuścińskiego. Autor ten dobrze opisuje afrykańską emocjonalność, otwartość na świat duchowy, mentalność chętną do świętowania i wielogodzinnych wspólnych spotkań. Oprócz tych zjawisk tak celnie uchwyconych przez Kamilę, Kapuściński wyjaśnia też wiele innych rzeczy, które nas Europejczyków potrafią szokować, a które zapewne Kamila dopiero będzie odkrywała…..np. podejście do pracy, oczekiwania wobec białego człowieka czy w końcu dużą zmienność emocji.
Część rzeczy, o których pisze Kamila jest wspólna dla większości kościołów w Afryce, niezależnie czy jest to kościół katolicki, baptystyczny, zielonoświątkowy, adwentystyczny, światków Jehowy czy nawet niekoniecznie chrześcijański – część natomiast wynika ze specyfiki denominacyjnej tamtego konkretnego Kościoła.
Utrzymywanie pastora przez lokalny kościół, niezależność organizacyjna (a być może i teologiczna) od całej rodziny podobnie wierzących zdaje sugerować baptystyczne lub zielonoświątkowe korzenie. Nie chciałbym tutaj podejmować polemiki czy jest to najlepsza forma organizacji pracy kościoła – zwracam po prostu uwagę, że Kamila na wszystko zdaje się patrzeć poprzez różowe okulary 🙂 Nawet brak ścian i okien w budynku kościoła jest zdaniem Kamili powodowana jedynie pogodą. Brak mi tutaj informacji o skrajnie trudnych warunkach materialnych w jakich żyją Ci ludzie, o wyniszczającej społeczeństwo Tanzanii epidemii AIDS, o tym że przynależność do Kościoła w Afryce bywa czymś chwiejnym a ich „głęboki” kult Boga może współistnieć z równolegle uprawianym kultem demonów. Dopiero sprawdziany w postaci np. wojen (a te w tej zdawałoby się religijnej, i jak to ujęła Kamila: żyjącej w zgodzie i wzajemnym szacunku Afryce wybuchają dość często) wykazują kto jest kim i na ile całodzienna obecność w kościele była wyrazem płynącej ze zmienionego serca potrzeby wielbienia Boga, a na ile była po prostu popularnym sposobem spędzania czasu w środowisku, które nie ma do zaoferowania kina, sportu, pracy zawodowej czy innych atrakcji.
Dziękuję, Andrzeju za komentarz!
Ja chyba na wszystko patrzę przez różowe okulary 🙂 a może przez OKULARY WIARY? Celowo nie pisałam o słabościach kościoła afrykańskiego, bo uważam, że w naszym kraju zbyt dużo się osądza i krytykuje. Chciałam podzielić się tym, co mnie zbudowało. Nie chcę oceniać dojrzałości i głębokości wiary chrześcijan, ale wiem jedno: Bóg jest tam obecny w mocy i chwale! Jego obecność jest odczuwalna i widzialna, chorzy są uzdrawiani, demony wypędzane a ubogim zwiastowana jest Dobra Nowina. Mój narzeczony w każdym kościele, w którym usługuje, zbiera grupę kilkunastu osób gotowych wyjść na ulice i głosić ewangelię. Za każdym razem nawraca się co najmniej kilkanaście osób!!! Królestwo Boże rozszerza się tam szybko i moim marzeniem jest aby się tak szybko rozszerzało i w Polsce! Wtedy wkrótce usłyszymy o zatrzymaniu epidemii AIDS (u nich) czy nowotworów (u nas)!
Ja zapraszam do brania przykładu z kościoła ADS w Anglii. Byłam na uwielbieniu, gdzie ludzie oddawali cześć Bogu całym sobą.Cieszyli się i byli autentyczni. Tańczyli dla Boga. Byłam pozytywnie zaskoczona i zbudowana, ich otwartością i naturalnością.