John Godson jest postacią wyjątkową. Przeszedł drogę o jakiej wielu marzy, ale nie dlatego, że jej pragnął, lecz dlatego, że w życiu zawsze wybierał Boga i nigdy nie wstydził się o nim mówić. Ten obcokrajowiec, który przyjechał do Polski jako misjonarz, obecnie jest posłem na sejm RP.
1. To, że Jezus sam nie objął żadnego stanowiska w polityce, nie jest w cale równoznaczne z zakazem objęcia takowego przez jego naśladowców. To błędna interpretacja zdania „Królestwo moje nie jest z tego świata”. Celem Jezusa była tylko i wyłącznie reforma religijna, po to przyszedł na ten świat. No i śmierć za całą ludzkość. A my nie mamy podejmować decyzji dotyczących np. tego, czy dopuszczać aborcję czy nie, jak ma wyglądać gospodarka itd.? Mamy się dawać walić po pysku, choć moglibyśmy tego uniknąć, głosując tak lub inaczej albo samemu startując w wyborach i ulepszając świat także ekonomicznie i społecznie? Uciekanie od polityki to uciekanie od odpowiedzialności.
Oczywiście, polityka nie powinna przysłaniać nam ewangelizacji i nie powinna dzielić chrześcijan.
Czy gubernator Jamajki – adwentysta – nie powinien był obejmować tego stanowiska? Chrześcijańscy politycy powinni stosować w polityce chrześcijańskie zasady, a nie rozpychać się bezpardonowo i stosować chwyty poniżej pasa. Nie jesteśmy powołani do „walk politycznych”, ale do działalności politycznej – czemu nie?
Też tak kiedyś rozumowałem jak Robert, póki nie dojrzałem i nie zrozumiałem pewnych rzeczy.
Z całym szacunkiem dla p.Godsona, uważam, że Pan Bóg nie powołuje polityków do swej służby. Dopuszcza rządy polityków, bo lepsze to niż anarchia oraz wywiera wpływ na każdego polityka, tak jak i na każdego innego człowieka. Jezus głosił: „Królestwo moje nie jest z tego świata”(Jan.18:36). Jestem w stanie zrozumieć zaangażowanie chrześcijanina na rzecz służby dla społeczeństwa jako osoby niezależnej, jednak wiązanie się z konkretną partią polityczną uważam za błąd.
Godson jako misjonarz, zamienił „siekierkę na kijek”. Wielu się zdziwi, jak tacy „politycy Boga” będą wprowadzać kiedyś prawo niedzielne.
„Pan chce, aby jego lud pomijał polityczne zagadnienia(…) Nie możemy udzielać naszego głosu z pewnością jakiemukolwiek politycznemu stronnictwu(…)Nie możemy być pewni za branie udziału w jakichkolwiek planach politycznych(…) Nauczyciele w zborze lub w szkole, którzy wykazują swoja gorliwość w polityce, powinni być natychmiast odwołani z ich pracy, ponieważ Pan nie będzie z nimi współpracował(…)Dopuszczacie się błędy, jeśli w jakikolwiek sposób łączycie się ze związkami politycznymi a wsze głosy oddajecie dla nich. Wychowawcy, kaznodzieje lub pracownicy, którzy pracują w jakiejkolwiek gałęzi Dzieła Bożego, nie powinni staczać walki w świecie politycznym(…) Wielokrotnie były przedkładane Chrystusowi kwestie prawne i polityczne do rozstrzygnięcia, On jednak to odrzucił, ażeby nie mieszać się w doczesne sprawy.” Ellen Gould White, Gospel Workers, ss 391-397
Nie jesteśmy powołani do walk politycznych ale do głoszenia w mocy zwycięstwa Jezusa, nie jesteśmy politykami ale synami i córkami Królestwa Bożego.
Wydaje mi się, że lepiej, aby rządzący byli wierzący niż niewierzący. Nie bycie politykiem nikogo nie czyni świętym, ani bycie politykiem nie musi nikogo świętości pozbawiać. Co siedzi w sercu Godsona? Wyglądana na to, że jest czyste. Jego powołanie to sprawa pomiędzy nim, a Bogiem. Nie musimy go osądzać, oceniać, anu snuć katastroficznych domysłów. Mnie osobiście ten człowiek i jego funkcja bardzo cieszy.