„I powiedział do wszystkich: Jeśli kto chce pójść za mną, niechaj się zaprze samego siebie i bierze krzyż swój na siebie codziennie, i naśladuje mnie” (Łk 9, 23).
Duchowa drzemka
Droga, którą szedł Jezus, jest drogą zaparcia się samego siebie. Jeżeli ty, czytając tę książkę, postanowiłeś iść za Nim, zaprzyj się samego siebie. Powiedziano: „Nigdy tak nie mówił człowiek, jak ten człowiek mówi” (J 7, 46). W Piśmie Świętym czytamy: „Wcześnie rano, wstawszy jeszcze przed świtem, poszedł na samotne miejsce, aby się modlić.” Jak wielu jest takich, którzy pragnęliby czynić to wszystko, co czynił Jezus, a zaledwie znajdą lub w ogóle nie znajdują czasu na modlitwę. Mało jest takich, którzy potrafią bojować w samotności. Za to w zgromadzeniu lub w obecności drugich modlą się często i ładnymi słowy. Bo ciche, nocne godziny, spędzane w samotności, nie przysparzają ich własnemu „ja” żadnej sławy. To „ja” raczej by się jeszcze trochę obróciło na drugi bok, żeby w swej przytulnej pościeli zająć wygodniejszą pozycję i jeszcze trochę się zdrzemnęło. Taki argumentuje, że potrzeba mu odpoczynku, lecz podnosi rękę potakującym gestem, jeżeli go zapytasz, czy chciałby w nocy lub wczesnym rankiem się modlić. Dlaczegóż to? Pobożne „ja” cieszy się z tego, że będzie widziane, jak się ofiaruje, i może korzystać z dobrej opinii u sąsiadów. Lecz zatrzyma budzik, gdy ten zacznie dzwonić, i pogrąży się znowu w sen, dowodząc przy tym, że nie ma potrzeby nieustannie się modlić, jeżeli nie ma specjalnej potrzeby modlitwy. Ale Jezus mówi: „Kto zaprze się samego siebie”. To jest ofiara, praktyczna ofiara, którą Bogu przynosimy. Ta ofiara jest Bogu przyjemna.
Walka ze sobą samym
Na jednym z moich pierwszych zebrań w Missouri, w którym przez cały tydzień zbierało się wielu ludzi, nie została pozyskana ani jedna dusza. Zgodziliśmy się z żoną, że musi się ten stan zmienić i postanowiliśmy całą noc prosić Pana o zbawienie dusz na tych zebraniach. Było już późno, służba była wyczerpująca i cieleśnie byliśmy już zupełnie wyczerpani. Wkrótce zmęczenie zaczęło nas przemagać. Zdawało się nam, że nasze czuwanie jest zupełnie niemożliwe. Co jakiś czas musieliśmy się nawzajem budzić. Dosłownie nic nie było w stanie uczynić nas czujnymi, dopiero, kiedy przyszło do nas poznanie i zrozumienie tego, że w tym małym zborze, za który Bóg uczynił nas odpowiedzialnymi, znajdują się zgubione dusze, które powinniśmy widzieć jako zbawione, to nas naprawdę przebudziło i poruszyło. Obiecaliśmy Bogu, że to przemodlimy. Kiedy pojawiły się od wschodu pierwsze promienie słoneczne, wierzyliśmy, iż prośby nasze zostały wysłuchane i powinno się to już w najbliższy wieczór zamanifestować. Czekaliśmy więc zniecierpliwieni na wieczorne zgromadzenie. I tego samego wieczoru mogliśmy oglądać zwycięstwo. Ludzie, jeden za drugim wychodzili do przodu i aż dziewiętnaście osób powierzyło swoje życie Chrystusowi i sławiło Boga w tej małej wiejskiej szkółce, w której był kaznodzieją młody człowiek, dopiero od tygodnia służący Słowem Bożym. Kiedy wróciliśmy pełni radości do domu, wiedzieliśmy, iż otrzymaliśmy od Boga cenne pouczenie. Tak, więc opłaca się odmówić naszemu „ja” tego odpoczynku, którego ono dla siebie żąda. Warto jest przebić się w modlitwach bez względu na to, czy nasze „ja” ma, czy też nie ma chęci do modlitwy i czy czuje do tego ochotę, czy też czuje się przymuszone. Nasze „ja” zwykle mówi: Módl się tylko wtedy, kiedy masz na to ochotę. Ale my powinniśmy zapierać się siebie i modlić się nieustannie. Jest czas, gdy modlitwa jest radością i gdy zmęczona dusza doznaje orzeźwienia. Ale bywa także czas, kiedy w modlitwie odczuwamy, iż stoimy na polu bitwy, twarzą w twarz wobec całej potęgi nieprzyjaciela, walcząc o rzeczy, które dzięki obietnicom Bożym prawnie do nas należą, a które szatan chce zataić i zatrzymać, jeżeli nie może gwałtem ich wyrwać. Jest także czas, kiedy musimy w modlitwie zmagać się, tak jak zmagał się Jakub, gdy zawołał: „Nie puszczę cię, dopóki mi nie pobłogosławisz”. Zdarza się, że odpowiedź zostaje wstrzymana, a wtedy trzeba cierpliwie czekać, ale wytrwać jak czynił to Daniel. Są chwile, że taka walka może nas zupełnie wyczerpać. W takich momentach modlitwa wymaga samozaparcia, lecz to się bardzo opłaca. Tylko ten, kto wierzy w moc modlitwy, zrzeknie się spokoju i wypoczynku, którego domaga się jego ciało, aby się modlić, a Boża obietnica brzmi: „I wszystko, o cokolwiek poprosicie w modlitwie, wierząc, otrzymacie” (Mt 21, 22). Prawdziwa modlitwa, świadoma i wytrwała jest najpełniejszym przejawem mocy na świecie. Pierwszy Kościół trwał na modlitwie dziesięć dni, aż wszyscy zostali napełnieni Duchem Świętym. Mojżesz spędził z Bogiem czterdzieści dni na górze, a twarz jego lśniła się tak, że musiał kłaść zasłonę na twarz. Jerzy Muller modlił się i zapewnił sobie jeden milion dolarów, które mu umożliwiły opiekować się 2000 sierot. Jezus wstąpił na górę, aby się modlić, a wrócił, żeby wypędzać demony, które ustępują tylko przez post i modlitwę (Mk 9, 29). Jezus nie powiedział strapionemu ojcu — „ten demon może wyjść tylko przez post i modlitwę, poczekaj więc, a ja pójdę się pomodlić i będę pościć”. On już to uczynił wcześniej. Zaparcie się siebie, post i modlitwa były udziałem Jego codziennego życia, było to Jego życiowym zwyczajem. On modlił się zanim zaszła potrzeba, a dzięki temu, co wywalczył w modlitwie, był w stanie pomóc w każdym przypadku. Wielu uważa, że kroczy drogą samozaparcia, lecz dzieje się to u nich z samolubnych pobudek i celów, a nie po to, by ich głos był słyszany na wysokościach (Iz 58, 2–7). Post jest ważną bronią samozaparcia się. Głód jest jedną z najważniejszych i najsilniejszych potrzeb naszego „ja”. Za pokarm sprzedał Ezaw swe pierworództwo. Wykorzystując głód szatan próbował kusić Jezusa na pustyni po raz pierwszy. Paweł, ten wielki apostoł świadczy, że znajdował się często w postach, w głodzie, pragnieniu (2 Kor 11, 27). Samo przyjmowanie pokarmu nie jest grzechem, lecz jeżeli przykładamy do niego zbyt wielką wagę, staje się naszym bogiem, a jeżeli staje się naszym bogiem, jest równocześnie grzechem. Paweł przestrzegał kościół w Filipii przed niektórymi, których bogiem jest brzuch (Flp 3, 18–19). Wielu takich, którzy pragną mocy Bożej w swym życiu ku czynieniu znaków i cudów, bywa powstrzymywanych przez konieczność ofiary, ponieważ są skłonni zrezygnować ze wszystkiego, co Bóg ma najlepszego, byle nie wyrzec się dobrego obiadu. Jakże mi ciężko było wytrzymać na kolanach, kiedy szczeliną w drzwiach dochodził przyjemny i kuszący zapach obiadu, który właśnie był przygotowywany! Lecz dopiero wówczas, kiedy się odwróciłem od doskonałej pieczeni i bez obiadu wróciłem do swojej komórki, usłyszałem głos Boży. Tym zachowaniem potwierdziłem Bogu, że jest On dla mnie ważniejszy niż pokarm i, że brzuch nie jest mi bogiem. Post sam w sobie nie ma mocy do czynienia cudów, jeśli nie przebiega prawidłowo. Izraelici za czasów proroka Izajasza wołali: „Dlaczego pościmy, a Ty tego nie widzisz?” (Iz 58, 3). Jeżeli post ma komuś pomóc i sprawić, by jego głos był słyszany na wysokościach, musi mu towarzyszyć szczere pragnienie szukania Boga i najgłębsza świadomość naszej odpowiedzialności jako braci, stojących na straży. Post powinien być pewnego rodzaju skrytym, wewnętrznym aktem, jeżeli ma odnieść skutek (Iz 58: 6–7). Jeżeli się zaś to dzieje we właściwym Bożym porządku, wówczas aktualną jest obietnica (Iz 58, 8–9). Jezus pościł i oczekiwał, że ci, którzy Go chcą naśladować, także będą pościć. Przypomniał jednak swoim naśladowcom, iż nie każdy post jest Bogu przyjemny (Mt 6, 16–18). Ci, którzy się tym szczycą, są nazwani przez Niego obłudnikami. Otrzymali już bowiem całą zapłatę — podziw swojego otoczenia, które sądzi według tego, co widzi. Post zalecany przez Jezusa ma stanowić jakby cichą umowę między człowiekiem, a Bogiem. Jeśli to możliwe, nawet własna rodzina nie powinna wiedzieć, że pościmy. Jeżeli będziemy pościli w ten sposób, Bóg, który widzi w ukryciu, odda nam jawnie poprzez wysłuchanie naszej modlitwy. O ileż cenniejsze jest, jeżeli ktoś może o nas powiedzieć: „Ten oto człowiek stoi w mocy Bożej, chorzy bywają uzdrowieni, chromi chodzą, niemi mówią, ślepi widzą, gdy on się modli.” Może by powiedzieli: Człowiek ten jest pobożny. Pościł już 21 dni, a wkrótce osiągnie 40 dni postu. Wielu już ludzi w ten sposób zostało zwiedzionych ku marnej stracie czasu i ofiary, ponieważ nie uzyskali żadnej pomocy dlatego, że się nadęli, a poszczenie wyhodowało w nich ducha samolubstwa i uwielbienia dla siebie. Zamiarem szatana jest udaremnić w miarę możliwości wszystko, co staramy się uczynić w kierunku zbliżenia do Boga. Musimy więc i tutaj być bardzo czujni, inaczej szatan pozbawi nas jednej z najskuteczniejszych broni „samozaparcia” poprzez post. Prawdziwy post jest równoznaczny ze stawianiem Boga ponad wszystkimi pragnieniami naszego „ja”.
Szukanie Pana
Mimo, że mąż i żona powinni uważać swoje ciała za wzajemną własność i mają być sobie pod tym względem poddani, przy czym powinni wszelkimi możliwymi sposobami starać się sobie podobać, apostoł Paweł uważał za stosowne i mądre, aby chrześcijańskie małżeństwa znalazły czas, w którym pożądliwości cielesne zostaną okiełznane, aby Bóg mógł wtedy zająć najważniejsze miejsce w nich i opanować ich wszystkie myśli. Wtedy może jedno z nich lub oboje razem oddawać się postowi i modlitwom. Nie został przy tym obniżony sakrament małżeństwa przez Boga ani prawo legalnego obcowania męża z żoną, ale to, co się nam według prawa należy, tak samo jak i pokarm, może w czasie szukania Boga zostać z wielką korzyścią odłożone na bok. Im więcej się przybliżymy do Boga, tym większą będziemy mieć moc w naszym życiu. Przybliżenie to może się uskutecznić tylko na jeden sposób (Jk 4, 8). Zaparcie się siebie wyprowadzi cię nieraz z towarzystwa, które uważasz za najprzyjemniejsze. Bezsprzecznie może być towarzystwo, w którym przebywasz, dobre. Jeżeli jednak pragniesz Bożej mocy, musisz obcować z samym Bogiem. Społeczność z dziećmi Bożymi jest wspaniała i godna polecenia, szczególnie dla tych, którzy są jeszcze młodymi w Panu. Ale jest inna społeczność, o wiele ważniejsza: nasza społeczność z Ojcem i Synem (1J 1, 3). Ci wszyscy, którzy chodzą w Bożej mocy, aby chorym i cierpiącym przynosić ratunek i zdobywać dusze dla Chrystusa, spędzają więcej czasu z samym Bogiem niż z ludźmi. Te rzeczy nie mogą się stać w jednej chwili, moc jest wynikiem oczekiwania na Pana. Nasze „ja” mówi: „To jest pilne!” Ale w tym momencie znowu należy się zaprzeć samego siebie. Dzień Pięćdziesiątnicy nastąpił po dziesięciu dniach wytrwałego czekania w modlitwie. Ponieważ Mojżesz nie umiał czekać na Pana, dlatego, aby poznać Jego metody i wolę, musiał czterdzieści lat czekać na wygnaniu, nim został przygotowany do wykonania dzieła oswobodzenia, które mu Bóg powierzył. Poddaj się Panu i oczekuj Go (Ps 37, 7). Oczekiwanie jest utraconą sztuką, sztuką przeszłości. Obecnie wszystko dzieje się w pośpiechu. W wielu wypadkach wystarczy nacisnąć na przycisk, ażeby wykonało się to, co chcemy. Lecz nie ma na świecie takiego przycisku ani czarodziejskiej formuły, za pomocą których można byłoby otrzymać Bożą moc. Człowiek, który oczekiwał na Pana, rozkaże demonowi wyjść, a ten, kto był zniewolony, staje się wolny. Ale gdy ten, co nie miał czasu czekać na Pana, wymówi te same słowa — nic się nie dzieje. Nie jest czasem straconym czas poświęcony czekaniu na Boga, chociaż może ci się niekiedy wydawać, że nic w ciągu jego trwania nie uczyniłeś. Czekanie na Boga zawiera w sobie trzy rzeczy: post, modlitwę i proste czekanie. Poprzez modlitwę rozmawiamy z Bogiem, a kiedy się już pomodliliśmy, kiedy nam się wydaje, że nie mamy nic więcej do powiedzenia, musimy czekać na odpowiedź. Zostaw także miejsce Bogu, aby mógł mówić do ciebie. Tutaj zwykle nasze „ja” jest bardzo niespokojne, niecierpliwe i zajęte przemawianiem lub rozmyślaniem o zapłacie. Często też myśli o rzeczach tego świata, rzeczach cielesnych, ale „kto chce Mnie naśladować, niech się zaprze samego siebie”. Czy ty chcesz Go naśladować? Czy chcesz czynić to, co czynił Jezus? (Łk 9, 23). Oczekuj Jego obecności i pozwól, aby On mówił do twojej duszy o sprawach twego „ja”, których jeszcze się nie zaparłeś. Niech Jego samozaparcie będzie dla ciebie wzorem. Wtedy staniesz na drodze do uczestniczenia w pełnej Bożej mocy.
A. A. Allen
Zaczerpnięto ze strony: http://www.leszekkorzeniecki.pl
Jak ja się teraz wyprę samego siebie ? 😦 O ja biedny 😦 Trudne jest to zapieranie się siebie.Komputer mnie napasł i grałem w gierki .