Jadłodajnia

portal ludzi głodnych i spragnionych Boga

Wiara po właściwej stronie

timthumb1Łatwo mieć wielką wiarę, kiedy wszystko dookoła się układa. Co się dzieje z wiarą, gdy w rodzinie pojawia się złośliwy nowotwór? Może być jeszcze silniejsza.

Jest rok 2011. Wracamy z wakacji, które obfitowały w Boże nawiedzenia rożnego rodzaju w stopniu, którego się nie spodziewaliśmy. Jesteśmy nakarmieni Jego obietnicami dotyczącymi naszej przyszłości i pełni świeżego spojrzenia na naszą służbę i Królestwo Boże.

Trudna sytuacja

We wrześniu przechodzimy jako rodzina przez dwie, planowane wcześniej operacje moich kolan, odwlekane przez ostatnie pięć lat. Dwa kolana jednocześnie, co skutkuje tym, że ląduję w wózku inwalidzkim na dwa pełne miesiące, musimy wyprowadzić się z naszego domu, bo nasz nie jest przystosowany do sytuacji (czwarte piętro bez windy), mam rehabilitacje cztery razy w tygodniu, na którą zawozi mnie o piątej rano codziennie przed pracą mój mąż, a nasz czteroletni wówczas syn spędza czas u rodziny i przyjaciół. Wiem, że tamten czas to jedna wielka łaska Boża. Nic więcej. Będąc na wózku organizuję rzeczy, o których wcześniej mówił nam Duch Święty, oglądam Jego moc, która przychodzi w odpowiedzi na nasze posłuszeństwo.

Zła wiadomość

Po dwóch i pół miesiącach wstaję  z wózka i zaczynam uczyć się chodzić o dwóch kulach, praktycznie bez pomocy mięśni, które zanikły w wyniku operacji. Przede mną nauka wytrwałości przy odbudowywaniu tych mięśni. Ale cieszę się, że chodzę. Cieszę się jak dziecko, że mam dwie nogi. Że wstałam z wózka. W tygodniu w którym wstaję z wózka, aby na nowo uczyć się chodzić, spada na mnie i na mojego męża wiadomość tak niespodziewana  i szokująca, że w pierwszej chwili uginają się pode mną całkowicie nogi. Nowotwór. Michał walczy z nowotworem. Taka jest diagnoza. Na dodatek nie wygląda im to na coś małego i nie groźnego. Chcą operować w tym samym tygodniu. Ledwo chodzę, właściwie przez większość czasu pełzam, albo ślizgam się po podłodze na tyłku. Potrzebuję pomocy przy dojeżdżaniu na rehabilitację, a Michał trafia do szpitala.

Po stronie wiary

Pamiętam walkę, jaka toczyła się w moich myślach. Z jednej strony same obietnice Boże. Bóg JEST Z NAMI. Bóg jest Lekarzem. Bóg nie daje nigdy więcej niż potrafimy ponieść. Bóg obraca wszystko ku naszemu dobru. Bóg już zwyciężył. A z drugiej strony myślenie tego  świata nastawione na negatywizm, brak nadziei, czarne myśli jak sępy czekające z boku na najlepsza okazję, by mnie dopaść i stłamsić. Ktoś powiedział mi, że Bóg zgodził się na tą sytuacje, bo wiedział że może nam zaufać, że damy radę przez nią przejść. Pewnie każdy może wziąć to zapewnienie do swojego serca bez względu na okoliczności. On z nami jest. Zawsze. Nie było dla mnie kwestii gdzie jest Tatuś w tym wszystkim. Nie było dla mnie kwestii dlaczego do tego dopuścił. Było we mnie pytanie: Jak chcesz nas przez to przeprowadzić? I Tatuś mówił. Powiedział nam, że to, z kim podzielimy się tą wiadomością jest kluczowe. Powiedział nam, że On wskaże nam, które osoby mają o tym wiedzieć, bo one będą się modlić za nas z pozycji zwycięstwa a nie z pozycji przerażenia. One będą stać z nami. I rzeczywiście stały. Powiedział nam jak mamy się modlić i co ogłaszać nad naszym życiem.

Walka we łzach

Każdego dnia wstawałam rano a naprzeciwko mnie stał już i czekał duch strachu.  Możesz myśleć, że łatwo jest staczać takie bitwy, bo nie dano nam ducha lęku. Nie dano. To fakt. Ale czasem dopiero stojąc z lękiem twarzą w twarz nabieramy odwagi i stajemy się nieustraszeni. I to nie dzieje się podczas krótkiej wymiany zdań, typu: ty jesteś tylko lękiem, nie boję się ciebie. Odkryłam , że miejsce największej wiary, która zwycięża wszystko, w tym lęk, to miejsce naszego poddania się Bogu i powiedzenia: nawet jeśli ten lęk stanie się rzeczywistością Bóg jest większy od wszystkich następstw tej sytuacji. To nie znaczy nastawić się na najgorsze. To znaczy spodziewać się najlepszego a najgorsze zostawić  w ręku Boga. On jest Bogiem. On jest zwycięzcą. W dniu w którym usłyszeliśmy pierwszą diagnozę powiedziano nam, że mamy 5% szans na to, że przeciwnik nie wróci.

Zadzwonił telefon, odebrałam. Po drugiej stronie nasz przyjaciel. Pyta co powiedzieli, powtórzyłam co usłyszałam, a on na to: to już wiemy przynajmniej że twój mąż zmieścił się właśnie w tych pięciu procentach. Po tygodniu położyli męża na stół i chirurg go kroił. Ktoś mógłby rzec, że nic wielkiego, wszystko operowalne. Ale ja leżąc twarzą do podłogi i modląc się przez cały czas trwania tej operacji wiedziałam, że to wszystko jest zasługą nieba. Widziałam jak Bóg bierze w ręce skalpel i dokonuje cięcia. Wiedziałam, że to OD Niego zależy powodzenie tej operacji. Siedziałam na korytarzu szpitalnym i przez trzy godziny śpiewałam na głos pieśni uwielbienia. Wtedy właśnie w tym miejscu, gdzie byłam tylko ja i Bóg, a za ścianą mój mąż na stole operacyjnym, całkowicie przestałam się bać. Zostałam napełniona siłą z nieba, pokojem z nieba, nadprzyrodzonym przeświadczeniem, że zwyciężyliśmy i zwycięstwo to zamanifestuje się zaraz na naszych oczach.

Przełom

Jestem wdzięczna za wszystkich ludzi, którzy wspierali nas w tym czasie swoimi modlitwami i miłością.  Jestem wdzięczna mojemu Tacie Niebieskiemu, który postanowił przeprowadzić nas przez to doświadczenie trzymając nas za obie ręce. To w tej dolinie, w tym niespodziewanie trudnym doświadczeniu nasze serca zaczęły marzyć o rzeczach, o których marzy Bóg. To w tamtym miejscu zaczęliśmy widzieć siebie jak nakładamy nasze ręce na chorych a oni są uzdrawiani na ulicy. To właśnie tam, w centrum onkologii, mój mąż chodząc po ciemnych korytarzach szpitalnych w nocy, modląc się, zobaczył namiot uzdrowienia, który postawił kilka miesięcy później na Kościele Ulicznym.

Zwycięstwo w Panu

Nowotwór nie był wolą nieba. Przeciwnik przyszedł żeby kraść i zabijać. Ojciec przyszedł by nas ocalić i odbudować. Są trzy rzeczy, które ewidentnie są cudami i chcę za nie oddać Bogu chwałę. Po pierwsze po operacji wezwał mnie lekarz do siebie i oznajmił, że na więcej dzieci nie mamy co liczyć. Z jego perspektywy było to niemożliwe. Rok później począł się nasz synek – Noe. Jest on dzisiaj z nami i śmieje się tak często jak umie wrogom w twarz. A my śmiejemy się z nim. Po drugie powiedziano nam, że chemioterapia w takich przypadkach jest nie tylko praktyką ale też regułą. My odczuliśmy od Boga, że chemioterapii nie będzie, bo jest niepotrzebna. Modliliśmy się o to a Pan Bóg sprawił, że lekarze sami zdecydowali, że chemioterapia jest zbędna. Po trzecie straszono nas że mamy pięć procent szans na to, że nowotwór nie będzie złośliwy, a cztery tygodnie później gdy przyszły wyniki histopatologiczne lekarze ogłosili nad moim mężem: „Jest pan całkowicie zdrowy. Wygrał pan los na loterii. Ten nowotwór nie wróci”. My nazywamy to błogosławieństwem, bo wiemy, że to Ojciec Wszechmogący kolejny raz zamanifestował się w naszym życiu. Zamierzeniem Ojca jest odbierać chwałę z każdego uzdrowienia. Uzdrowienie jakkolwiek przychodzi i bez względu na to czy jest natychmiastowym cudem czy procesem, oddaje chwałę Synowi Bożemu, który umarł za nas i zmartwychwstał. Oglądam Boże uzdrowienia na ulicy regularnie od 2011r. Bóg jest wierny swojemu słowu. On uzdrawia nas, byśmy szli i uzdrawiali innych. Więc idziemy.

Joanna Kwiecień

pasek 2014

4 comments on “Wiara po właściwej stronie

  1. Grażyna Bidler
    17/10/2014

    Chwała Bogu.

  2. Irena
    29/09/2014

    Dla Boga nie ma rzeczy nie możliwych 🙂 Chwała Panu !!!

  3. Aga
    29/09/2014

    Chwała naszemu Ojcu w Niebie!

  4. Bogna
    29/09/2014

    Chwała Bogu! 🙂

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Informacja

This entry was posted on 28/09/2014 by in Doświadczanie Boga.
%d blogerów lubi to: