Kolejna relacja Jacka, który wraz z innymi Polakami, od kilku lat buduje w Indiach domy dla dzieci wyrwanych z piekła, które zgotowała im bieda oraz ludzie dorośli.
Dzieci, które przebywają w o środku mają różną przeszłość. Część z nich posiada rodziców lub opiekunów, ale ci nie są w stanie zapewnić im nawet jednego posiłku dziennie. Znajdują się tam też sieroty w dosłownym tego słowa znaczeniu. Są też i przypadki, w naszej części świata, niewyobrażalne. Chodzi o dziewczynki, które w wieku 5 czy 6 lat są sprzedawane przez rodziców jako pomoc domowa, gdzie pełnią rolę służących czy niewolnic przy najcięższych pracach. Powody takiego postępowania rodziców są różne. Raz ojciec nie jest w stanie utrzymać wszystkich dzieci. Innym razem potrzebuje pieniędzy na alkohol. Niewielu dzieciom udaje się zmienić swój los w przyszłości. Jeśli są sprzedane w obrębie swojej grupy językowej, to mają szansę na powrót do „swoich”, ale jeżeli trafią w inny region, mogą być zdani jedynie na siebie. Czasami starsze dzieci uciekają od swoich właścicieli albo są wykupywane przez organizacje humanitarne. Trafiają wtedy do ośrodków misyjnych. Jest to opcja najlepsza z najlepszych. Większość pozostaje jednak na łasce swoich właścicieli albo trafia na ulicę.
W miejscu, w które jeżdżę znajduje się chłopak z siostrą, którzy trafili do ośrodka dla dzieci po tym jak mieszkańcy jednej wioski napadli na drugą wioskę i wyrżnęli wszystkich jej dorosłych mieszkańców. Zrobili to wszystkim tym co posiadali – nożami, widłami, maczetami. Pozostał jedynie płacz dzieci, które klęczały przy ciałach swoich martwych rodziców. Być może w tym właśnie czasie odwiedzaliśmy nowo otwartą galerię handlową lub szliśmy do kina. Nie chcę powiedzieć, że nie należy nam się relaks, ale warto się czasami zastanowić nad sensem życia.
Poznałem pewną 18 letnią dziewczynę, której historia nadaje się na scenariuszem filmowy. Niestety jest to prawdziwa historia. Kiedy miała 11 lat, pewnego dnia bawiła się na dworzu. Przed dom zajechał samochód, z którego wyszła kobieta i zapytała o sąsiednią miejscowość. Kobieta zaproponowała, aby dziewczynka wsiadła do środka i pokazała im jak tam dojechać. W taki sposób została porwana. Trafiła do pomieszczenia, w którym znajdowało się 150 innych dzieci. Wszystkie płakały i wołały swoje mamy. Niektórym skończyły się łzy i już tylko milczały. Bicie i głód szybko przygotowały dziewczynkę do wykonywania przyszłej pracy. Nadszedł dzień, kiedy została przyprowadzona do pokoju, w którym znajdował się dorosły mężczyzna. Miała zrobić wszystko czego on sobie zażyczył. Jeżeli klient był z niej niezadowolony, była surowo karana.
Kiedy córka bandyty, prowadzącego ten niewolniczy biznes, podrosła na tyle, aby zrozumieć czym zajmuje się jej ojciec, stanęła w obronie dzieci. Została przez niego tak pobita, że znalazła się w szpitalu. Jaki więc okrutny los musiał spotykać porwane dzieci?
Gdy dziewczynka miała 14 lat, jeden z strażników pomógł jej uciec. Nie mogła jednak zamieszkać ze swoimi rodzicami. Trafiła do ośrodka misyjnego oddalonego o setki kilometrów od jej wioski. Pewnego dnia z dachu jednego z budynków rozpoznała nadjeżdżające samochody. To byli jej byli oprawcy! Razem z koleżankami zaczęły się modlić. Potem modlił się cały sierociniec. Co mogła zrobić setka dzieci, kucharki i kilka nauczycielek przeciwko grupie brutalnych bandytów? Samochody zatrzymały się 300 m od sierocińca i stały tam przez 3 dni. Mężczyźni obserwowali dzieci przez lornetki i robili zdjęcia. Ostatecznie pojechali sobie. Dlaczego nie zdecydowali się na wkroczenie do środka? Tylko dobry Bóg to wie.
Kiedy spacerowałem z tą dziewczyną, opowiadała mi o swoich marzeniach na przyszłość. Miała piękne rozpuszczone włosy, które opadały jej na twarz. Kiedy ktoś robił nam zdjęcia telefonem (jestem biały, a to egzotyczny widok w tamtym rejonie) odwracała głowę i zasłaniała twarz. Jej zdjęcia na facebooku stanowiłyby dla niej śmiertelne niebezpieczeństwo
Jednym ze sposobów oceny czy dzieci pozbyły się traumatycznych przeżyć jest poziom ich aktywności, to czy śmieją się, czy rozrabiają, czy mają ochotę dokuczać. Dzieci, które opisałem już dokuczają, rozrabiają i śmieją się. To największe wynagrodzenie dla ludzi, którzy prowadzą tego typu ośrodki. Już nie mogę się doczekać kiedy ponownie zobaczę wszystkie te dzieciaki.
Jacek Grzybowski
Prowadzimy zbiórkę środków na kolejny wyjazd Jacka do Indii, który nastąpi w styczniu 2015. Łącznie potrzeba 5000 zł. Do tej pory zebraliśmy 2000 zł. Wpłat można dokonywać na konto:
Fundacja Wszystko Jest Możliwe
56 1140 2004 0000 3302 7479 4194
z dopiskiem: INDIE 2015