Czy są w twoim życiu mury ograniczeń, które oddzielają ciebie od prawdziwego szczęścia? Nie musisz się do nich przyzwyczajać. Z Bogiem możesz je zburzyć.
Okrutny, bezwzględny, krwawy – choć w osądzie wielu historyków wybitny dowódca i strateg. Sądził rosyjskich dekabrystów. Rozgromił powstanie listopadowe 1831-32. Jego rządy na ziemiach polskich określano „nocą paskiewiczowską”. Mowa o Iwanie Paskiewiczu, rosyjskim namiestniku Królestwa Polskiego. W 1851 roku Paskiewicz wydał dekret, który godził w żydowską tradycję – żydzi nie mogli nosić tradycyjnego stroju i pejsów. Icie Majer, ówczesny chasyd, cieszący się wśród współwyznawców wielkim autorytetem, w sprawach wiary był nieugięty i wezwał żydów do zbojkotowania nowych zarządzeń Paskiewicza, za co został aresztowany. Dwadzieścia lat po krwawym stłumieniu powstania listopadowego przed siedzibą namiestnika odbyła się masowa modlitwa wielu tysięcy Żydów
(…) w długich czarnych kapotach i z rozwianymi przez wiatr pejsami prosili Wiekuistego, aby zmiękczył serce władcy, uwolnił aresztowanego cadyka i anulował straszne zarządzenie. Namiestnik Królestwa Polskiego był tak zdumiony i zaskoczony tą demonstracją, że kazał przyprowadzić przed swoje oblicze kilku prowodyrów, by z pierwszej ręki dowiedzieć się, co im daje taką śmiałość i odwagę. Jeden z najstarszych chasydów, występując przed Paskiewiczem, tłumaczył, że oni – niech Bóg uchowa – nie protestują przeciwko zarządzeniu władz, bo jakże by śmieli, oni tylko modlą się i błagają Wiekuistego o przekonanie Jego Książęcej Wysokości, aby uwolnił aresztowanego cadyka i anulował krzywdzące Żydów zarządzenie. «A my głęboko wierzymy, że jeśli Pan Bóg poprosi go o to, to z całą pewnością Jego Wysokość nie odmówi Mu» – tłumaczył chasyd. I ku zdumieniu doradców Paskiewicza oraz radości Żydów rabin Icchak Meir Alter jeszcze tego samego dnia wrócił z więzienia do swego domu, a zakaz noszenia pejsów został anulowany. (Aleksander Klugman”Odkupiciel z Góry Kalwarii”)
„Byliśmy przygotowani na wszystko, ale nie na świece i modlitwę” – napisał pewien komunistyczny współpracownik niemieckich służb specjalnych Stasi. Najsłynniejszy mur Europy – mur berliński runął. Niewiele osób wie, że wydarzenia zapoczątkowane 9 listopada 1989 roku w Niemczech Wschodnich poprzedzone były ruchem modlitewnym w kościele ewangelickim.
W 1982 roku Christian Führer, młody niemiecki pastor z Lipska, w poniedziałkowe wieczory prowadził w swoim kościele spotkania poświęcone modlitwie i dyskusji o wolności. Te spotkania modlitewne rozwijały się tak, iż pewnego wieczora w październiku 1989 roku, do kościoła przybyło osiem tysięcy osób. kolejnych kilka tysięcy nie zmieściło się w kościele św. Mikołaja. Narodowy ruch wolnościowy narodził się w kolebce modlitwy. Dziesiątki tysięcy ludzi we wsiach, miasteczkach i miastach w całych Wschodnich Niemczech przyłączały się do modlitewnego ruchu z Lipska. W tamten poniedziałkowy wieczór w październiku, niemal milion ludzi modliło się o wolność. Dwadzieścia lat po upadku muru berlińskiego, mówiąc o absolutnej konieczności gorliwej modlitwy wstawienniczej, pastor Christian Führer oświadczył: „Zdawaliśmy sobie sprawę, że jeśli przestaniemy się modlić, nie będzie nadziei na zmianę dla Niemiec”. (Mark Finley „Ożyw nas ponownie”)
Akurat byłam wtedy w Berlinie, owego pamiętnego 9 listopada 1989 roku i przeżywałam razem z Niemcami niebywałą radość, entuzjazm, te wielkie emocje! Może nawet jeszcze większe niż w Polsce podczas słynnego festiwalu solidarności. Młody kelner przyniósł mi w restauracji wegetariański półmisek w barwach „narodowych” – z warzyw czerwonych i białych – „To za waszego Wałęsę – powiedział z uśmiechem . – „Szef funduje dzisiaj wszystkim gościom! Nie musi pani płacić!” – promieniał ze szczęścia. Dwadzieścia lat potem pojechałam do Berlina znowu – na wycieczkę z moimi uczniami. Mur, kiedyś z zasiekami, drutem kolczastym, z żołnierzami strzegącymi „wolności” był już tylko dodatkową atrakcją turystyczną Berlina. Japończycy jak zwykle namiętnie fotografowali resztkę muru zapełnionego fantazyjnymi graffiti. Dzieci, które przyszły tutaj na zajęcia plastyczne ze swoimi nauczycielkami malowały jak to wszystko wygląda „teraz”. Groza muru, jego ofiar, tych śmiałków, którzy chcieli go pokonać, by wyrwać się do upragnionej wolności, schowała się w cień historii współczesnej. Zobaczyłam tzw. normalność.
Starożytne miasto było silnie umocnione i zamknięte przed Izraelitami. Wydawało się być niemożliwym do pokonania. A jednak Jahwe miał swój plan, który objawił Jozuemu: „Spójrz, Ja daję w twoje ręce Jerycho wraz z jego królem i dzielnymi wojownikami. Wy wszyscy, uzbrojeni mężowie, będziecie okrążali miasto codziennie jeden raz. Uczynisz tak przez sześć dni. Siedmiu kapłanów niech niesie przed Arką siedem trąb z rogów baranich. Siódmego dnia okrążycie miasto siedmiokrotnie, a kapłani zagrają na trąbach. Gdy więc zabrzmi przeciągle róg barani i usłyszycie glos trąby, niech cały lud wzniesie gromki okrzyk wojenny, a mur miasta rozpadnie się na miejscu i lud wkroczy, każdy wprost przed siebie.”(Joz. 6, 2-5, Biblia Tysiąclecia).
Czy masz jakiś mur w swoim życie i chcesz go pokonać, przeskoczyć, zburzyć, unicestwić, roznieść w pył. Mur, który wydaje ci się nie-do-pokonania? Bo głową go nie przebijesz itd. A „mury” w twojej głowie (o, te są najgorsze!)…
Ty i Bóg to większość. Bóg i ty to większość – usłyszałam niedawno w jakimś nauczaniu i zaczęłam się nad tym zastanawiać. Każde mury mogą runąć, jeżeli jesteśmy z Bogiem.
Henryka Janik