Chociaż rano zupełnie się na to nie zapowiadało, sobotnie popołudnie na gdańskim Starym Mieście należy do wyjątkowo wspaniałych. Bóg jest uwielbiony, a ludzie wokół mają uśmiech na twarzy.
Ostatni dzień Tygodnia Jezusa. Wieczorem pod Zieloną Bramą na Starym Mieście mają odbywać się koncerty. Jest to duże przedsięwzięcie organizacyjne. Niestety od rana wszystko idzie nie tak. Co chwilę otrzymujemy telefony od osób, które informują, że czegoś nie udaje się załatwić. Zachowujemy spokój i po kolei rozwiązujemy problemy. Nikt nie panikuje. Nikt się na nikogo nie denerwuje.
Godzina 17.00. Na scenę wychodzi chór gospel. Po nim ma wystąpić legendarny zespół TGD wraz z uczestnikami dwudniowych warsztatów wokalnych. Łącznie ok. 100 osób. Tuż po nim mają wyjść na scenę dwa znakomite zespoły: Przed Nami i Cortuum.
Przed sceną gromadzi się widownia. Chór śpiewa, a w bramie tuż za sceną jakaś orkiestra dęta robi próbę muzyczną. Kiedy pod wpływem naszych próśb wyciszają się, zaczyna padać deszcz. Ludzie chowają się pod parasolami w ogródkach przy restauracjach. Jednak to nie koniec problemów, bo deszcz zamienia się w ulewę, a wiatr przechodzi w nawałnicę, która niszczy ogródki, łamie parasole i wywraca donice z kwiatami. Ktoś mówi, że takiego załamania pogody jeszcze nigdy nie widział. Polscy piłkarze rozpoczynają strzelanie rzutów karnych. Polska przechodzi do ćwierćfinału mistrzostw Europy w piłce nożnej. Po wyludnionej ulicy niesie się okrzyk radości.
Rozmawiam z człowiekiem z Ruandy, który cieszy się z wyniku meczu. Przyszedł na koncert. Potem rozmawiam z przesympatycznym, młodym małżeństwem z Indii. On jest doktorem fizyki solarnej, a ona doktorem biochemii. Oboje pracują na Uniwersytecie Wrocławskim. Opowiadam im o idei festiwalu i o Jezusie, któremu jest on poświęcony. Inny mężczyzna, Alejandro, jest z Brazylii i pracuje w Szwecji dla firmy Saab. Projektuje myśliwce wojskowe Gripen. Obecnie czeka na koncert TGD.
Przestaje padać. Zielona Brama okazuje się matecznikiem orkiestr. Wychodzą z niej niczym pszczoły z ula, jedna za drugą, i maszerują w kierunku Złotej Bramy. Patrzymy na nie zaskoczeni i zdziwieni. Kelnerzy naprawiają ogródki przy restauracjach, które są kompletnie zniszczone. Obraz całości przypomina jakiś surrealistyczny film.
Technicy od sceny oceniają straty. Informują nas, że sprzęt nagłaśniający nie nadaje się do dalszego użytku Kilkanaście olbrzymich kolumn zostało zalanych. Muzycy wylewają wodę ze swoich instrumentów. Stajemy twarzą w twarz z brutalnym faktem – koncerty się nie odbędą. Czy coś nas jeszcze dzisiaj zaskoczy? Jeżeli tak, to może być już tylko lepiej. Właściciel sceny i nagłośnienia, wielki jak Ursus z Quo Vadis i wytatuowany jak mauryscy wojownicy, pomimo poniesionych strat, nie jest załamany:
– No cóż. Zdarza się! – mówi. – Najważniejsze jest to, że wszyscy żyją, że nikt nie został zraniony. Nikogo nie poraził prąd. Inne problemy to szczegół. Naprawdę nie ma powodów do narzekań.
Jednak gdzieś wewnątrz rozbrzmiewa żal i zawód. Wydaje się, że zostaliśmy pokonani przez siły przyrody. Czujemy, że miesiące przygotowań idą na marne. Trudno się z tym pogodzić. Czy mamy teraz wsiąść teraz w samochody i pojechać do domu? Tak po prostu bez walki? Ale co zrobić?
O godzinie 18.00 wypogadza się i zaczynają napływać tłumy ludzi. Zasiadają na ławkach przed sceną i czekają. Nie wiedzą, że koncertów nie odbędzie. Ktoś rzuca pomysł, aby TGD zaśpiewało acapella pod arkadami Zielonej Bramy. Ludzi jest jednak zbyt wielu, aby mogli się tam zmieścić chociaż w niewielkiej części. Agata Strzyżewska, współorganizatorka koncertów, przysyła techników TGD do mnie. Przez przypadek mam w samochodzie sprzęt nagłaśniający, który używamy na Kościele Ulicznym. Technicy wątpią, aby udało się coś na nim zrobić. Jest go dziesięć razy za mało. Ostatecznie mały agregat i kolumny trafiają na scenę. Obsługa podłącza mikrofony dla solistów i pojemnościowe dla chóru. Okazuje się, ze można podpiąć także instrument klawiszowy oraz komputer do odtwarzania podkładów muzycznych. Pojawia się perkusista z bębnem. Koncert się rozpoczyna i o dziwo dźwięk brzmi naprawdę dobrze. 800 watowe kolumny dają radę. Publiczność nawet nie wie, że mieliśmy problemy techniczne. Uśmiechnięci ludzie śpiewają, tańczą i uwielbiają Boga.
Cezareusz na facebooku pisze:
Pełni pozytywnych emocji po wygranej „Biało-Czerwonych” doszliśmy do Zielonej Bramy, a tam cisza. Przeszła ulewa. Sprzęt zalany. Koncertu nie ma. Co za szkoda! Poszliśmy więc na spacer, w międzyczasie dowiadując się, że TGD wraz ze 100 osobowym chórem warsztatowiczów jednak wystąpi na improwizowanym sprzęcie. Wróciliśmy. Pomimo nawrotów deszczu był ogień, była moc, była głębia. Ludzie zostali, śpiewali i modlili się. A my z całą rodziną razem z nimi. Jak się okazuje dobra pogoda, dobre nagłośnienie i sprzęt to nie wszystko. Nie musi być dobrze żeby było dobrze. Dobre rzeczy dzieją się nawet pomimo wielkich przeciwności. To lekcja nie tylko na dziś.
Boży pokój, opanowanie i elastyczność zwyciężyły. Za pomocą tego, co mieliśmy, zrobiliśmy tyle, ile się dało. To wystarczyło, aby ludzie trwali zjednoczeni ze sobą i z Bogiem. W takiej niebiańskiej atmosferze kończy się trzeci Tydzień Jezusa w Trójmieście.
Maciej Strzyżewski